Dawno nie zaglądałam na tego bloga i miałam z tego powodu trochę wyrzuty sumienia, bo wiem, że przerwałam historię w takim emocjonującym momencie. Ale jakoś nie czułam weny i nie mogłam się zabrać znów za pisanie. Jednak wczoraj byłam na filmie Rogue One (wiem, ze ma polski tytuł, ale jakoś mi wcale nie pasuje) i jedna ze scen przypomniała mi o tym blogu i opowiadaniu... a dokładnie, kiedy Jyn dostaje od rodziców wisiorek z kryształem :D :D :D
Ale ja to wymyśliłam pierwsza! :D
Muszę coś napisać o tym filmie, bo naprawdę wyszłam z kina cała roztrzęsiona, ale uwaga będą
SPOILERY SPOILERY SPOILERY SPOILERY!
Na początku przeżyłam zaskoczenie, kiedy Cassian Andor zastrzelił informatora. Pomyślałam, że żołnierz Rebelii tak by się nie zachował... ale potem przyszło mi do głowy, że jednak taka postać, które nie jest do końca dobra ani zła, jest bardziej prawdziwa. Wiedziałam już, że to będzie inny film niż wszystkie części, które do tej pory oglądałam. Przebudzenie Mocy w porównaniu z Rogue One wygląda bardziej jak bajka. Rogue One jest bardziej realistyczny i to widać nawet po bohaterach. Cassian Andor jest bardzo niepozorny, taka szara mysz, takie miałam skojarzenia. Z bohaterów najbardziej podobali mi się Chirrut i Base - jeden wierzący z całej siły w Moc, a drugi chyba tylko w swój blaster ;) Zastanawiam się, czy Chirrut nie był jakimś ukrytym Jedi, bo przecież tylko dzięki Mocy mógł tak walczyć, będąc niewidomy.
Jyn jakoś nie bardzo mi się podobała. Moim zdaniem za szybko przeszła od buntowniczki, która ucieka przed wszystkimi i nie chce walczyć po żadnej stronie do rebeliantki.
Ale to zakończenie... Zakończenie sprawiło, że chciało mi się płakać! Ale z drugiej strony śmierć Jyn i Cassiana była piękna... Mam ochotę coś o nich napisać. Było mi bardzo żal, że zginęli w takiej chwili, kiedy ukończyli misję i może właśnie zaczęło się rodzić między nimi uczucie (tak wyglądali, kiedy jechali tą windą w dół).
Myślę, że mogłabym polecić ten film każdemu, tylko nie małym dzieciom, bo jest zbyt poważny jak dla nich i ze smutnym zakończeniem.
To ja mam zupełnie inne zdanie na temat temu filmu :P.
OdpowiedzUsuńPrzede wszystkim strasznie mnie znudził. Ok, ostatnie pół godziny było dobre, ale przedtem siedziałam i tak myślałam, że no niby się to jakoś toczy do przodu, ale po co w ogóle i chcę do domu i do toalety. Fakt, że starał się być ambitniejszy i głębszy niż inne filmy z uniwersum - choć to wciąż SW, więc straszna sztampa i naiwność chwilami - ale jednocześnie o wiele naiwniejsze i głupsze po prostu TFA mnie bardziej porwało. Ten dla mnie zupełnie nie miał polotu.
Co mi się pokazało, to że wreszcie pokazali wojnę. Że to okropna rzeź, a nasi piękni dzielni młodzi bohaterowie nie są niezniszczalni. (Chociaż byłam tak znudzona - plus oglądałam w oryginale, bez napisów - że jak boga mego, nie zorientowałam się, że Cassian i Jyn zginęli. Za to K2 dał mi traumę, ja tak kocham droidy). Ostatnia scena z Chirrutem też super, uważam ją za najbardziej wzruszającą w całych Gwiezdnych Wojnach.
Choć z drugiej strony, od takich filmów oczekuję, że nasi piękni dzielni młodzi bohaterowie będą niezniszczalni, więc chyba się trochę czuję oszukana.
Myślałam, że Cassian będzie podobny do Poego... ale podobało mi się, że właśnie zupełnie nie był. Że jest dzielny, ale nie bez potrzeby, że nie jest wieczny miły, że jak ma rozkazy, to je wykonuje. Bardzo go lubię. (Ale może się uparłam już wcześniej, bo Diego Luna jest słodki ;)).
Btw Rebelia też wcale taka święta nie była.
Naprawdę chciałabym lubić Jyn, ma dobre momenty, ale jest przy tym tak nijaka, jakoś bez charakteru, motywacji (zgadzam się, też nie rozumiałam, co tak właściwie spowodowało tę zmianę poglądów), wdzięku czy cokolwiek, że nie mogę. Podobnie mam z całością tego filmu :P.
Romans między nimi był imo zupełnie niepotrzebny i nie mam na myśli końca, bo jak dla mnie to było normalne wsparcie w obliczu zagłady, ale wcześniej mieli ze dwa kompletnie idiotyczne momenty, kiedy ni z tego ni z owego patrzyli na siebie, jakby się mieli pocałować. Nie żebym w sumie coś miała przeciw temu konkretnego romansowi, zwisa mi dość, ale strasznie nie lubię wpychania wątków miłosnych na siłę, żeby tylko były, bo w każdym filmie muszą.
Ci źli też oczywiście sztampowi, ale przynajmniej porządni, a nie nastolatki z mentalnym PMSem (tak, nie cierpię postaci w typie Kylo). Vader też miał ładną ostatnią scenę.
Na Madsa Mikkelsena też było sobie przyjemnie popatrzeć, lubię go, chociaż ech, sztampa, sztampa.
Ach, i naprawdę świetle ujęcia myśliwców Rebelii (kocham myśliwce prawie jak droidy), widoków galaktyki i planet (szczególnie Yavinu 4).
Zapraszam na kolejny rozdział, jeśli masz ochotę :).
OdpowiedzUsuńAle w filmie wisiorek chyba do niczego nie posłużył? (no chyba że to tylko przez niego ten mnich zwrócił na Jyn uwagę) A u Ciebie wywołał niezłe poruszenie wśród tubylców, więc pewnie miał dla nich jakieś znaczenie, liczyłam, że to się w końcu wyjaśni. Jeśli film zainspirował Cię do pisania, to dobrze, bo byłam ciekawa dalszego ciągu i już się bałam, że nigdy go nie poznamy :( Będę czekać na kolejne rozdziały :)
OdpowiedzUsuńNa pewno wszystko się wyjaśni, kiedy tylko przegonię lenia i zabiorę się znowu do pisania :) Po tak długim czasie ciężko mi wystartować znowu, ale mam takie postanowienie noworoczne skończyć tę historię.
UsuńDziękuję za komentarz, to miłe, że ciągle ktoś tu jeszcze zagląda :)