środa, 15 lutego 2017

Rozdział 15 cz.2: Sąd, cz. 2

Hej!
Wreszcie udało mi się napisać nowy rozdział. Nie wiem, czy jest dobry i szczerze nie obchodzi mnie to. Chcę tylko ruszyć z miejsca! Przepraszam za błędy, pisałam to bardzo późno. Mam nadzieję, że jeszcze ktoś tu zagląda i to przeczyta!

*********************************************************


– Czy przyznajecie się do winy?
– Nie! – mówimy oboje jednocześnie.
– To niesprawiedliwe! – wyrywa się Ami. – Nie jesteśmy napastnikami, chcieliśmy wam pomóc…
Kładę jej rękę na ramieniu, żeby ją uspokoić. Nic nie zdziałamy nastawiając ich przeciwko sobie.
– Cisza! – mówi groźnie Rasmine. – Na świadka powołujemy Ban Orhana z Ornuti!
Na środek sali wychodzi stary człowiek. Ma na sobie długą, szarą szatę z kapturem. Kiedy zaczyna mówić, nic nie rozumiemy, bo mówi w jakimś miejscowym języku. Dlatego Rasmine po chwili przerywa mu gestem i zaprasza na środek jeszcze jedną osobę, niską kobietę o krótkich roztrzepanych brązowych włosach. Ona zaczyna tłumaczyć.
– To była noc. Nie spodziewaliśmy się niczego. Nagle po zachodniej stronie wioski usłyszeliśmy jakiś hałas i chwilę później wylądował statek spoza świata. Żołnierze otoczyli naszą wioskę i zaczęli wyciągać ludzi z domów. To było straszne. Dzieci krzyczały i płakały. Oni ciągnęli je za sobą do statku… Zabili mojego sąsiada, bo chciał bronić domu… – mężczyzna urwał i wyglądał, jakby miał się za chwilę rozpłakać.
– I co było potem? – zapytała Rasmine.
– Nie wiem, bo ktoś mnie uderzył, upadłem i straciłem przytomność. Ocknąłem się rano. Nikogo nie było, tylko niedaleko mnie leżało kilku zabitych żołnierzy.
– Dziękuję ci, Ban Orhan – mówi Rasmine. – Powołujemy na świadka Andilię Voulu!
Właściwie zeznania świadków nie różnią się bardzo między sobą. Wszyscy byli zaskoczeni nocnym atakiem, nie bardzo wiedzieli, co się dzieje. Wszyscy byli przerażeni. Niektórzy widzieli, jak żołnierze kogoś zabijają. Wszyscy świadkowie zeznają też, że rano znaleźli na polu walki zwłoki zabitych szturmowców. Wiem, że to nasza szansa. Musimy przekonać wszystkich, że to my zaatakowaliśmy szturmowców.
Zeznania świadków trwają długo, a mnie coraz ciężej stać, ale przecież nie okażę im tego. Mam tylko nadzieję, że jak najprędzej przejdą do przesłuchiwania nas.
I wreszcie Rasmine mówi:
– Wysłuchaliśmy już wszystkich, a teraz co mają do powiedzenia oskarżeni? Ty! – i wskazuje palcem na Amitię. – Jak się nazywasz i kim jesteś?
– Przecież wszyscy wiecie – mruczy Ami pod nosem tak że słyszę to tylko ja. Zaraz potem podnosi głowę i spogląda śmiało na sędziów.
– Nazywam się Amitia Tarra. Jestem pilotem w Ruchu Oporu. Tacy jak my walczą z tymi, którzy was napadli!
– Skąd w takim razie wzięłaś się na tym statku? Dlaczego byliście z tymi, którzy nas zaatakowali?
– To długa historia – mówi Ami. – Ja i mój dowódca, Poe Dameron, zostaliśmy schwytani przez siły Najwyższego Porządku. Żeby uciec, musieliśmy się przebrać w stroje szturmowców. Ale nie udało nam się wydostać z bazy, tylko skierowano nas na ten statek. Nie wiedzieliśmy dokąd lecimy i w jakim celu. A kiedy wylądowaliśmy, wykorzystaliśmy pierwszą okazję, żeby uciec. Mieliśmy broń, więc zabiliśmy kilku szturmowców, którzy na was napadli. Poe został ranny, a potem znaleźli nas wasi ludzie. To wszystko. Jesteśmy niewinni!
– Co to takiego ten Ruch Oporu? Skąd mamy wiedzieć, że nas nie zaatakują?
– Ruch Oporu nie robi takich rzeczy! – wtrącam się. – Przeciwnie, bronimy mieszkańców planet przed Najwyższym Porządkiem! Oni mają broń zdolną niszczyć całe planety… Kiedy byliśmy na misji, na której nas schwytano, chcieliśmy właśnie uniemożliwić budowę takiej broni!
Słyszę szum na sali za naszymi plecami. Ktoś woła “To niemożliwe, jak można zniszczyć całą planetę?” Trójka sędziów pochyla się ku sobie, jakby chcieli coś szeptać, ale nie widzę, żeby poruszali ustami. Tylko patrzą na siebie intensywnie.

***Rasmine***
Musimy porozmawiać – przekazuję moją myśl pozostałym. – Co o nich sądzicie?
Ja im nie wierzę – oznajmia po chwili Elva. – Są spoza świata, a spoza świata zawsze przychodzi zło. Myślę, że trzeba ich wyeliminować.
A ty co myślisz, mistrzu Feng? – pytam.
Myslę, że mówią trochę prawdy… O tym zniszczeniu planet. Przecież pamiętacie, że wyczuliśmy wielkie zakłócenie Równowagi. Jeśli rzeczywiście ludzie spoza świata osiągnęli moc, żeby robić takie rzeczy, to nie jesteśmy dłużej bezpieczni.
No więc trzeba ich wyeliminować – upiera się Elva.
Jeśli są niewinni, to zakłócimy Równowagę jeszcze bardziej. Musimy postępować rozważnie! – mówię. – I nie zapominajcie, że najpierw musimy zbadać ją – ruchem głowy wskazuję na rudowłosą.
To prawda. Ma kryształy… ale chyba nic o nich nie wie. Dała mi je jak jakąś błyskotkę – mówi Elva.
Przyglądam się tamtym dwojgu. Oboje trzymają się dzielnie, choć wiem, że mężczyzna odczuwa coraz większy ból. Dziewczyna spogląda na niego z troską. Wiem już o niej to i owo… Tjall myśli, że potrafi przede mną ukryć swoje wyskoki, ale nie docenia mnie. Wiem, że dziewczyna jest bystra i odważna… Czy to tylko przypadek, że trafiła na naszą planetę?
No właśnie, mamy poważniejszy problem. Jak to się stało, że straciliśmy ochronę? To nie do pomyślenia, że obcy statek mógł nas zaatakować! Coś takiego nie zdarzyło się od pokoleń, odkąd postawiliśmy barierę przed ludźmi z Orby! – mówię zaniepokojona.
A może taki był zamysł Równowagi? Może oni mieli tu trafić? – mówi mistrz Feng.
–  Myślisz, że w tym jest jakiś cel? – pytam go.
Ja myślę, że to podstęp – mówi Elva.
To chyba nie mamy wyjścia – mówię. – Trzeba ich poddać próbie w Komnacie Kryształu.
Elva patrzy na mnie ze zdumieniem.
A podobno nie lubisz narażać niepotrzebnie ludzi – mówi złośliwie.
Nie ma innego sposobu. A dzięki temu rozstrzygniemy wszystko ostatecznie. Zgoda?
– Zgoda – mówią oboje.

*** Poe Dameron ***
Ta cisza trwa już za długo. Dlaczego nic się nie dzieje? Mam złe przeczucia.
Wreszcie Rasmine budzi się jakby ze snu i spogląda na nas.

– Obcy spoza świata! Ponieważ nie jesteśmy w stanie rozstrzygnąć o waszej winie albo niewinności, postanowiliśmy poddać was ostatecznej próbie. Jutro w południe stawicie się tu oboje. Przygotujcie się. Jeśli nie jesteście splamieni krwią niewinnych, nic wam się nie stanie. A jeśli kiedykolwiek zabiliście niewinną istotę, zginiecie w straszny sposób. A teraz odprowadzić ich. Zamykam posiedzenie sądu.

3 komentarze:

  1. O, w końcu wróciłaś :).
    Nieładnie kończyć takim cliffhangerem :D. Ciekawa jestem tej próby, mam nadzieję, że nastepny rozdział będzie szybciej.
    Tak sobie przypomniałam - kiedyś mówiłaś chyba, że brakuje ci czytelników. Nie myślałaś, żeby publikować na wattpadzie? Mnie tam czyta o wiele więcej osób (choć z komentarzami też kiepsko, ale przynajmniej po gwiazdkach widzę jakieś zainteresowanie), właściwie na blogspocie publikuję tylko z przyzwyczajenia i dla tych paru osób, które tu mnie czytają, mam wrażenie, że świat blogów się przenosi na watt.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie myślałam o wattpadzie, ale może spróbuję? Tylko musiałabym pewnie przerobić pierwsze rozdziały, bo wszyscy mi piszą, że są do niczego, a nie mam pomysłu i wolę iść dalej do przodu. Ale dziękuję za radę :)

      Usuń
  2. Zacznę od przysłowiowej łyżki dziegciu: tyle czekania, a taki krótki rozdział...?! Ale ważne, że w ogóle jest i zapowiada się, że będzie więcej. Zawsze po scenach sądowych oczekuję nie wiadomo czego... Znaczy bez przesady, nie żeby zaraz mieli rzucać paragrafami. Tu jest krótko (za krótko) i na temat. Kryształy Amitii zaczynają mieć jakieś znaczenie. No i ciekawi mnie, o co chodzi z tą Równowagą. Ale ważniejsza jest najwyższa próba...

    OdpowiedzUsuń

...

...