niedziela, 19 lutego 2017

Rozdział 17: Początek szkolenia

************** Amitia Tarra *****************


Do Świątyni Siedmiu Bram wyruszamy już następnego dnia rano. Prawdę mówiąc, wolałabym jeszcze dzień zostać w wiosce. Moje wspomnienia z wczorajszego dnia są dziwne, zamazane. Nie wiem, co dokładnie się stało, pamiętam jakieś błyski… uczucie ogromnego ciężaru i jakiś wielki wysiłek… ale wszystko jest zamazane, tak jakby urwał mi się film. Chciałabym trochę dojść do siebie, a poza tym zobaczyć wioskę wreszcie jako wolny człowiek. Ale nie mam nic do gadania, kiedy o świcie przychodzą jakieś kobiety zbudzić mnie i każą się spakować. Pytam, co mam spakować, skoro mam tylko to ubranie, co na sobie. Dostaję więc trochę ubrań takich, jak noszą mieszkańcy, buty i długi płaszcz, a nawet nóż do zaczepienia przy pasku. A potem jest najgorsze. Okazuje się, że na miejsce mamy jechać na jakichś zwierzętach. Są to czworonogi pokryte długą brązową sierścią, na głowie mają krótkie, zakręcone rogi. Nazywają się kooru. Na jednym kooru już siedzi mistrz Feng, drugi, osiodłany, czeka na mnie. Ktoś pomaga mi przyczepić z tyłu za siodłem worek z moimi rzeczami… i teraz muszę się wspiąć. Zupełnie nie umiem tego zrobić, kooru są wysokie, a ja nigdy nie jeździłam na żadnym zwierzęciu, oprócz jednego razu bardzo dawno temu, kiedy… Nieważne. W każdym razie stoję teraz i patrzę się bezradnie, aż wreszcie towarzysząca mi kobieta pokazuje, jak kazać kooru uklęknąć. To proste, wystarczy poklepać go dwa razy po szyi. Teraz udaje mi się wsiąść, ale robię to tak niepewnie i niezgrabnie, że jestem pewna, że za moimi plecami wszyscy się śmieją. Przez cały ten czas mistrz Feng siedzi całkiem nieruchomo, nie zwracając na nic uwagi. Wygląda jakby i on i jego zwierzę, byli tylko jakąś rzeźbą.
Wreszcie wyruszamy. Zwierzęta idą powoli i równo, to dobrze, bo cały czas obawiam się, że spadnę. Ale nie jest tak źle.
Na miejsce docieramy późnym popołudniem. Jestem cała obolała i sztywna po tej jeździe, ale oczywiście okazuje się, że nie ma mowy o odpoczynku. Świątynia wygląda na opuszczoną i dawno nie używaną, więc trzeba tu posprzątać i przygotować jakieś miejsca do zamieszkania. Jestem pozytywnie zdziwiona, bo mistrz Feng sprząta razem ze mną. Myślałam, że siądzie dumnie i nieruchomo i tylko będzie patrzył, jak się męczę. Potem rozpalamy ogień, robimy sobie szybką kolację i wreszcie mistrz Feng odsyła mnie żebym odpoczęła. Mówi, że moje szkolenie zacznie się jutro. Długo nie mogę zasnąć, przewracam się z boku na bok. Zresztą jest mi niewygodnie, bo całym posłaniem jest mata rozłożona na podłodze. Wreszcie zasypiam i tym razem nic mi się nie śni.
Rano po śniadaniu mistrz Feng i ja przechodzimy do jednej z wewnętrznych sal świątyni. Oglądam płaskorzeźby na ścianach, są stare i zniszczone i trudno powiedzieć, co włąściwie przedstawiają. Rozpoznaję kilka postaci ludzkich stojących z rękami wyciągniętymi do góry. Mistrz Feng zasiada na drewnianym fotelu i wskazuje mi miejsce obok siebie na ziemi. Siadam i zaczynam słuchać.
– Wczoraj podczas próby w komnacie Kryształu pokazałaś coś, co mnie zadziwiło – zaczyna. – Masz umiejętności, których zwykle nie mają ludzie spoza świata, ale widziałem też, że nie potrafisz jeszcze nad nimi panować. Będę cię tego uczył…
– Mistrzu Feng – przerywam mu – ale ja nie pamiętam, co tam się stało. Nie wiem, co to za zdolności. Jak...
– Nie pamiętasz, bo podałem tobie i twojemu przyjacielowi specjalny napój. To, co dzieje się w Komnacie Kryształu powinno zostać tajemnicą. A teraz… powiedz mi, co wiesz o Mocy?
– Hm, wiem, że Moc to siła przenikająca cały Wszechświat – recytuję, jak uczennica na lekcji. – Jej jasna strona pozwala czynić dobro… walczyć w obronie dobra… a ciemna służy złu i zniszczeniu. Należy wystrzegać się gniewu i strachu, bo one prowadzą na ciemną stronę Mocy. Luke Skywalker mówił…
– Dobrze – przerywa mi mistrz Feng. – Tak, wy, ludzie spoza świata uważacie, że Moc ma swoją ciemną i jasną stronę, które nigdy nie występują razem i walczą ze sobą. Tak to wygląda w świecie na zewnątrz. Ale my, tu na Erbie pamiętamy jeszcze początki, kiedy Moc była jednością. Ciemna i jasna strona splecione razem jak węzeł. Jedna nie mogła istnieć bez drugiej. Nazywamy to Równowagą albo Pełnią.
– Ale jak to? – jestem zdumiona. – Zawsze mówiono mi, że ciemna strona Mocy to samo zło, zupełne przeciwieństwo jasnej…
– Czy światło może istnieć bez ciemności? Skąd wiedziałabyś, że to światło, gdyby nie kontrastowała z nim ciemność? Tak samo jest z jasną i ciemną stroną Mocy. Mówiłaś, że należy unikać gniewu, strachu, innych negatywnych emocji. Ale one też są potrzebne. Jeśli nie możesz przeżyć swojego gniewu czy smutku, zaczyna cię zżerać od środka. Stajesz się innym człowiekiem, zgorzkniałym i złym.
– No tak, ale… Jeśli wybuchnę gniewiem i zrobię coś strasznego? Uczyłam się o Anakinie Skywalkerze, który…
– On nie zaakceptował swojego gniewu i dlatego ten nad nim zapanował. Równowaga do tego nie dopuszcza. Jasna i ciemna strona Mocy są jak prawa i lewa ręka, nie walczą ze sobą a współpracują. Albo jak to, zobacz. – Gdzieś z kieszeni wydobywa monetę. – To jest jasna strona, a to jest ciemna strona – wskazuje na dwie strony monety. – Ale patrz. Jest jeszcze trzecia strona. Łączy jedną i drugą, a nie jest żadną z nich. – Powoli przesuwa palcem po krawędzi monety. – Teraz rozumiesz?
Zaczyna mi się kręcić w głowie. To wszystko jest takie dziwne i takie różne od wszystkiego, co zawsze słyszałam.
– Ale mistrzu… dlaczego właściwie mi o tym opowiadasz? Ja nie mam Mocy. Luke Skywalker nas szkolił w bazie na D’qar, gdybym miała jakieś zdolności, to chyba by je odnalazł?
Mistrz uśmiecha się tajemniczo, a potem sięga gdzieś w fałdy szaty i wydobywa… mój wisiorek!
– Poznajesz to?
Przełykam tylko ślinę i kiwam głową.
– Teraz już pewnie rozpoznajesz, że to ten sam kryształ, z którym zetknęłaś się w Komnacie Kryształu. Ma on dziwne, bardzo różne właściwości. Może wzmacniać i przesyłać dalej Moc, ale może też tłumić ją i blokować. To zależy, jaki kształt zostanie wycięty. Ty, nie wiedząc o tym, nosiłaś na szyi wytłumiacz Mocy. Dlatego nikt nie rozpoznał twoich zdolności. Te kryształy występują tylko i wyłącznie na naszej planecie, dlatego ciekawi mnie bardzo, skąd go masz? Od pokoleń nie utrzymujemy kontaktów z zewnętrznym światem.
– Dostałam go od rodziców, kiedy miałam dwanaście lat – mówię. – Nie pamiętam, skąd go przywieźli. Moi rodzice dużo podróżowali, byli odkrywcami i badaczami… Z każdej podróży przywozili różne dziwne rzeczy, potem je sprzedawali albo oddawali do jakiegoś muzeum na Korelii. A potem zaginęli i zostałam sama – konczę. Mistrz kiwa głową.
– Wiele lat temu napadli na nas piraci z sąsiedniej planety i zrabowali pewną ilość kryształów – mówi. – Pewnie posprzedawali je jak błyskotki… Mogło tak być. A teraz przypomnij sobie: czy zdarzyło się coś dziwnego, odkąd nie nosisz swojego wisiorka?
Powoli kręcę głową w geście zaprzeczenia.
– Nie, nic… Tylko… odkąd tu jestem, męczą mnie dziwne sny… Tonę w oceanie…
– O, właśnie! – Mistrz uśmiecha się. – Nie wiesz tego, ale takie sny mają zwykle młodzi adepci Pełni. To oznacza, że Równowaga sięga po nich i przeznacza ich na swoich uczniów. Nie trzeba innego znaku!
– Czy to znaczy… że ja też mam Moc?
– Tak. Jesteś dopiero na początku drogi, moim zadaniem jest pokazanie ci ścieżki. Nauka może zająć nawet całe życie. Ale kiedy się skończy, będziesz władać Pełnią, tak jak ja.
Nie mogę w to uwierzyć. Ja, zwykła dziewczyna, Amitia Tarra… i Moc? To niemożliwe.
– Och… Czy to znaczy, że będę umiała… przywoływać przedmioty? – pytam.
Mistrz zaczyna się śmiać, a potem wyciąga rękę i z kąta sali przylatuje do niego kawałek wyrzeźbionego kamienia. Chwyta go jak rękojeść miecza świetlnego.
– To dziecinna sztuczka – mówi. – Można się nią bawić, ale… Pełnia służy do poważniejszych rzeczy. Na przykład zapewniamy za jej pomocą bezpieczeństwo planecie. Przeszukujemy przestrzeń w poszukiwaniu zagrożeń. Rozmawiamy między sobą bez słów. Czasami łączymy swe siły żeby wykonać jakieś trudniejsze zadanie. Używanie Pełni do przyciągania przedmiotów, bo nie chce mi się wstać i przejść tych kilku kroków, jest w złym guście – mówi surowo. Kiwam głową, zawstydzona.
– A czy będę uczyć się walczyć mieczem?
– Może, kiedy wrócimy, Elva cię nauczy. Ale my tutaj nie używamy mieczy świetlnych. To tylko przedmioty. A ty jesteś tu, żeby zrozumieć sposób działania Pełni i nauczyć się używać ją tylko siłą swojego umysłu. Rozumiesz?
Kiwam głową. Ale muszę zadać jeszcze jedno pytanie.
– Mistrzu Feng… Wiem, że rycerze Jedi nie mogą z nikim się wiązać i zakładać rodziny, a…
Mistrz uśmiecha się żartobliwie.
– Obawiasz się tego? Ech, ludzie spoza świata mają dziwne zwyczaje. Znasz Rasmine, poznałaś jej syna. Niech to będzie twoja odpowiedź jeśli chodzi o związki i rodzinę.

Nie wiem dlaczego, ale ta odpowiedź cieszy mnie. Czuję że jestem gotowa uczyć się wszystkiego o tej nowej Mocy. Kiedy wrócimy… ale wszyscy będą zdumieni!

3 komentarze:

  1. O, nowy szablon? Ładny.
    Jeszcze nie zdążyłam skomentować poprzedniego rozdziału, a tu nowy. (Ale nawet jak nie komentuję wszystkiego, to czytam). Hm, ciekawe, co czeka Amitię. Szczerze mówiąc, mam nadzieję, że sporo przeszkód - nie chciałabym, żeby została Mary Sue ;).

    OdpowiedzUsuń
  2. Przywałęsałam się tutaj dosyć niedawno :) Nie wiem, jak udało mi się tutaj trafić, ale powiem, że rozdział jest naprawdę ciekawy. Przyjemnie się go czyta. Mam spore zaległości, więc zajmę się ich nadrabianiem :) W międzyczasie, jeśli będziesz miała chwilę, zapraszam do mnie.

    http://najpierw-mnie-poznaj.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. http://niktodpoczatkunierodzisiezly.blogspot.com/

      Usuń

...

...