poniedziałek, 4 kwietnia 2016

Rozdział 14: Hoth

********************************
W bazie Ruchu Oporu


*******************************


Ze wszystkich paskudnych planet w Galaktyce najgorszą chyba jest Hoth.
Brnę przez śnieg, zastanawiając się, dlaczego generał Organa zdecydowała się tu wrócić. Z jakiego powodu uznała, że lodowe jaskinie będą lepszą kryjówką niż jakieś inne miejsce o łagodniejszym klimacie. Chyba nie z powodu wspomnień o Hanie Solo?
Ewakuując się z D’Qar dostaliśmy namiary w ostatniej chwili, tuż przed wejściem w nadprzestrzeń. Miało to zapewnić nam bezpieczeństwo, żeby nie powtórzyła się taka niespodzianka jak na Rashoo, kiedy myśliwce wroga już czekały na naszą eskadrę.
Dameron i Tarra nie wrócili z tej misji.
To był trochę szok dla wszystkich. Niby każdy wie, że czasami ktoś nie wraca, ale… Dameron? Jemu zawsze wszystko się udawało. Wywijał się z najgorszych niebezpieczeństw. Tymczasem mija kolejny dzień, a on nie nawiązuje kontaktu. Nikt nie jest do końca pewien, co się właściwie stało. Ktoś z naszych widział, jak Tarra spada, zestrzelona, ale czy on też?
Najgorzej, gdyby wskoczył w nadprzestrzeń z uszkodzonym napędem, wtedy mógłby zostać tam na zawsze. Okropna śmierć.
Uskakuję z drogi, kiedy mija mnie stado tauntaunów, niosących sprzęty. Dopiero próbujemy się zorganizować, jakoś zasiedlić pozostałości po dawnej bazie Echo. Wszyscy mają mnóstwo roboty. Pogoda nam tego nie ułatwia, prawie zamarzamy na śniegu i wichrze. Nocami niedaleko bazy słychać wycie i porykiwania wamp. Niebezpiecznie jest wychodzić na zewnątrz i nikt tego nie robi. Chyba że naprawdę musi.
Dlatego każdą wolną chwilę (a nie mam ich wiele) poświęcam na badanie okolic bazy. Muszę znaleźć bezpieczne miejsce, ukryte, a jednocześnie łatwo dostępne, bez narażania się na atak wściekłej wampy po drodze. Teraz, póki trwa cały ten chaos związany z przeprowadzką, mogę sobie pozwolić na takie wymykanie się w biały dzień. Zawsze mogę powiedzieć, że idę dopilnować jakichś prac.
Poprawiam gogle i mocniej zaciągam kaptur. Przede mną, w padającym wciąż śniegu, widać niewyraźnie jakieś wzniesienie. To ruiny dawnych wieżyczek strzelniczych albo może wrak AT-AT, pozostałość po dawnej bitwie. Nie mam pewności, dlatego chcę to sprawdzić. Byłoby świetnie, gdyby to okazał się AT-AT, w jego wnętrzu powinno być sporo miejsca na zamontowanie sprzętu…
Mimowolnie zwalniam kroku. Zmuszam się, by postawić każdy następny, i to nie dlatego, że wiatr wieje mi w twarz. Mam ochotę zawrócić natychmiast do bazy, wmieszać się między ludzi, rozładowywać sprzęt i udawać, że jestem razem z nimi, tak jak zwykle. Ale nie mogę. Muszę brnąć dalej w śniegu, szukając miejsca, gdzie będzie można zamontować nadajnik łączący mnie z Najwyższym Porządkiem. Muszę zbierać informacje i przekazywać je regularnie. Tylko w ten sposób, tylko jeśli udowodnię swoją lojalność, zapewnię bezpieczeństwo… zapewnię kolejny dzień życia…
Zaciskam pięści i biorę głęboki wdech. Tak ciężko jest o nim myśleć, uwięzionym, zdanym na łaskę wroga. Muszę zrobić wszystko, żeby go uratować. Nawet jeśli potem sam mnie potępi i odrzuci.
Pamiętam ten dzień, kiedy skontaktowali się ze mną. Początkowo holotransmisja wyglądała całkiem niewinnie, jak głupoty, które przesyłamy sobie czasem, kiedy się nudzimy. A potem…
Dziwny kształt, który dopiero po dłuższym przyglądaniu się, okazał się człowiekiem przykutym do krzesła przesłuchań. Zmasakrowana, pokryta krwią twarz… Obraz był niewyraźny i pełen szumów, ale głos, który odezwał się chwilę potem – czysty i zimny jak lód. Stawiał warunki nie do odrzucenia. Podawał sposób kontaktu i częstotliwość, na jakiej mam nadawać. Po zakończeniu transmisji mój holopad spłonął, stopił się od wewnątrz, niszcząc wszystkie dane.
Od tej pory jestem z nimi w regularnym kontakcie. Nie próbuję oszukiwać – oni zawsze o tym wiedzą. Wiem, jak potrafią karać. A potem wracam do ludzi, którzy wciąż uważają się za moich przyjaciół i udaję, że wszystko jest jak dawniej. Przybieram maskę, nikt nie podejrzewa, co się pod nią kryje. Nikt nie przygląda mi się dziwnie, wszyscy sądzą, że cały czas jestem tą samą wesołą, wygadaną osobą, co kiedyś. Czasami próbuję zapomnieć. Alkohol, szybki seks – to najprostsze sposoby. Temu też nikt się nie dziwi, wszyscy wiedzą, że piloci muszą jakoś rozładowywać stres.
Czasami, kiedy czuję, że dłużej nie wytrzymam, biorę swój blaster i przyglądam mu się. Zastanawiam się, czy strzał prosto w mózg jest bolesny. Gdyby chodziło tylko o mnie… mam dość odwagi, żeby z tym skończyć. Ale nawet śmierć nie jest wyjściem z tej sytuacji…

1 komentarz:

  1. A więc agent. Niechętny, ale agent. Jeszcze nie znamy jego tożsamości, ale myślę, że należy się spodziewać szokującej prawdy. Zerwie się z łańcucha czy nie? W każdym razie opisy Hoth robią wrażenie, aż muszę założyć sweter... ;)

    OdpowiedzUsuń

...

...