poniedziałek, 30 kwietnia 2018

Rozdział 29: Szpiegowanie

*************** Oczami szpiega *****************


Kiedy nie wieje wiatr i nie szaleje śnieżyca, Hoth jest naprawdę piękną planetą.
Zasypane śniegiem wzgórza wydają się takie spokojne. Słońce odbija się od gładkiej powierzchni i migocze w kryształkach lodu. Wieczorami śnieg zabarwia się na złoto i czerwono. Nocą gwiazdy lśnią na czarnym niebie jak diamenty, a czasami widać delikatne, zielone wstęgi zorzy polarnej.
Nikt tu nie przylatuje, choć codziennie wypatrujemy wrogich statków. Ale wydaje się, że wszyscy o nas zapomnieli. Mimo mrozu i niewygód w starej bazie wszyscy są zadowoleni, bo wydaje się, że jesteśmy tu bezpieczni.
Ja jednak wiem, że to nieprawda.
Siedzę właśnie w swojej kwaterze i montuję pewne urządzenie. Nikogo nie ma, bo jedni mają służbę, a inni poszli na obiad. Gdyby ktoś tu zajrzał i zainteresował się, to naprawiam mój datapad. Ale tak naprawdę to co innego.
Ciągle przeżywam tę transmisję sprzed dwóch dni. Nie mogę o niej zapomnieć. Najwyższy Porządek ma mnie w garści i muszę zrobić dla nich wszystko, czego zażądają, chociaż brzydzę się tym i brzydzę się sobą. Ale tylko tak mogę mieć nadzieję na uratowanie…
Kazali mi śledzić i szpiegować Leię i Luke’a. A także zaprzyjaźnić się z Rey. Mam rozmawiać z tymi wszystkimi, którzy mogą coś wiedzieć o Mocy. Wydaje się, że nasz Mistrz Jedi zna jakieś sekrety, które są obce Snoke’owi. Z jednej strony mam nadzieję, że ich nie zdradzi, ale z drugiej – muszę mieć jakąś kartę przetargową. Dlatego teraz właśnie buduję miniaturowe urządzenie podsłuchowe. Mam nadzieję, że uda mi się je zamontować w kwaterze Lei. Pracuję też nad oprogramowaniem szpiegowskim, które chcę zainstalować w jej sprzęcie. Wiem, że muszę to zrobić, chociaż… przypomina mi się, jak on krzyczał do mnie: “Nic nie rób! Nie zdradzaj…”
Może ma rację. Najwyższemu Porządkowi nie można ufać. Nie mam żadnej gwarancji, że go w ten sposób uratuję. Może już nie żyje, a to nagranie zostało sfałszowane… Muszę jednak mieć nadzieję. Muszę myśleć, że żyje i uda mi się go uratować… Ale czy on będzie jeszcze chciał mnie potem w ogóle znać? Może wcale nie chce zostać uratowany za taką cenę?
Wychodzę z urządzeniem w kieszeni. Jest malutkie i składa się głównie z nadajnika, który będzie przekazywał sygnał do drugiego urządzenia, które zawsze mam przy sobie. Teraz muszę jeszcze znaleźć sposób, żeby przeniknąć do kwatery Lei Organy i zostawić je tam. Mogę udawać, że przychodzę z jakimś meldunkiem. Ale wtedy w jej obecności nie uda mi się podrzucić go niepostrzeżenie… Wiem! Leia ostatnio skarżyła się, że psuje jej się ogrzewanie. Na Hoth to poważny problem. Mogę przyjść do niej pod pozorem, że chcę je naprawić.
I tak właśnie robię. Leia jest trochę zdziwiona, ale zadowolona, że ktoś chce się tym zająć. Wpuszcza mnie do kwatery, która jest tak samo ciasna i niewygodna, jak nasze. Tyle tylko, że jest pojedyncza.  Chociaż jest generałem i księżniczką, Leia nie domaga się dla siebie żadnych przywilejów. Nawet zawsze żąda, żeby nie mówić do niej “księżniczko” i wszyscy to szanują, oprócz Threepio, który przez tyle lat nie potrafił się odzwyczaić.
Rozkładam narzędzia i zabieram się do roboty. Usterka jest niewielka i prosta, udaje mi się ją naprawić w kilka minut, ale udaję, że trwa to dłużej, żeby Leia przestała zwracać na mnie uwagę. Wreszcie po kilku chwilach przestaje mi się przyglądać i wraca do swojej pracy. Wtedy wyciągam nadajnik. Bez problemów udaje mi się go umieścić w niewidocznym miejscu. Grzebię jeszcze trochę w panelu sterującym ogrzewaniem i wreszcie oznajmiam, że wszystko zostało naprawione. Leia dziękuje mi bardzo serdecznie. Patrząc w jej mądre, dobre oczy czuję, jak straszny ciężar zalega mi na sercu. Mam ochotę do wszystkiego się przyznać, ale w końcu mówię tylko, że to nic takiego i wychodzę.
Wieczorem wymykam się z kwatery i idę do wraku AT-AT, z którego zawsze nadaję meldunki. Tam znajduje się moje urządzenie odbiorcze. Muszę przesłuchać nagrania. Urządzenie na początku strasznie trzeszczy i wszystko słychać niewyraźnie, ale w końcu rozlegają się dwa głosy. Mam szczęście, to Leia i jej brat. No właśnie, muszę skonstruować kolejny nadajnik i ukryć go tam, gdzie Luke ćwiczy z Rey. A teraz skupiam się na słuchaniu.
– ...brakuje mi go – mówi Leia. – Był z nami od samego początku, a teraz go nie ma.
– Mi też go brakuje – odpowiada Luke. – Był moim przyjacielem. Wiedziałem, że zawsze mogę na niego liczyć.
– Yavin, Endor… To było tak dawno, dla tych dzieciaków wydaje się, że to już tylko legenda. A my tam byliśmy.
– Mi się wydaje, jakby to było wczoraj – mówi Luke. – Byliśmy wtedy tacy młodzi…
– Nie wiedziałam, że jesteś moim bratem…
– I całowałaś mnie, żeby zrobić na złość Hanowi! – Teraz śmieją się oboje. Unoszę brwi. No proszę, nigdy nie słyszeliśmy tej historii. Ale wiem, że nie mogę jej powtórzyć, ktoś zaraz by się zainteresował, skąd to wiem.
– Biedny Han… – mówi Leia. – Wiesz, czasem myślę, że wysłałam go na śmierć, kiedy powiedziałam, żeby spróbował odzyskać naszego syna.
– Nie mów tak. Han umiał oceniać ryzyko. Widocznie stwierdził, że jest jakaś szansa – uspokaja ją Luke.
– Jak myślisz… Czy dla Bena jest jeszcze jakaś nadzieja? – pyta Leia z bólem w głosie.
– Nie wiem, siostrzyczko… – odpowiada cicho Luke. – Wiem, że ja tu wiele zawiniłem, ale… Ciemna strona zawsze była w nim silna, a teraz…
– Jest już za późno – kończy cicho Leia. – Wybrał stronę.
Przez dłuższą chwilę nic nie słychać. Domyślam się, że pewnie Luke obejmuje i pociesza siostrę.
– No dobrze – rozlega się znowu głos Lei. – Dosyć wspomnień, które nie przynoszą nic oprócz smutku. Musimy zająć się bieżącymi sprawami. Trzeba pomyśleć o szkoleniu nowych pilotów. Mamy sporo młodych rekrutów, którym brakuje doświadczenia, muszę wytypować ludzi, którzy ich poprowadzą.
– Masz kogoś konkretnego na myśli? – pyta Luke.
– Hm… Jest Temmin Wesley, Jessika Pava, Cron Antilles, Jaazu Birk, Berta Munro… Wszyscy są świetni i doświadczeni. 
                Odbiornik prawie wypada mi z rąk, kiedy słyszę swoje nazwisko. 
- Bardzo żałuję, że nie ma już z nami Poe Damerona – wzdycha Leia.
– Był najlepszy, prawda? - pyta Luke.
– Tak... – wzdycha Leia. – Nigdy nie sądziłam, że on… Zawsze miał niewiarygodne szczęście! Myślałam, że kiedy mnie zabraknie, on poprowadzi wszystko dalej, ale teraz...  
– Nie mów tak, co to znaczy "kiedy mnie zabraknie" – strofuje ją Luke.
– Przecież nie będę żyć wiecznie – odpowiada Leia. – A ta walka może potrwać jeszcze długo. Oni wciąż rosną w siłę. Kiedy wydaje się, że są całkiem pokonani – znów się odradzają. Kiedy zniszczyliśmy Starkillera, myślałam, że to już koniec, ale sam widzisz...
– W końcu ich pokonamy – mówi Luke. – W Galaktyce znów zapanuje równowaga.
– Ale kiedy to będzie? Czasem wydaje mi się, że nigdy. Całe życie walczę... najpierw z Imperium, teraz z Najwyższym Porządkiem... To się nigdy nie kończy.
– To prawda. Zawsze są i zawsze będą jakieś siły zła – mówi Luke. – Ale właśnie dlatego nie wolno się poddawać. Każdy dzień, który przetrwamy, to nasze małe zwycięstwo. Ciemna strona rośnie w siłę... ale kiedy nawet już się wydaje, że nie ma nadziei, zawsze jest gdzieś choćby mała iskierka.
– Poe mówił to samo. On nigdy się nie poddawał. Trudno będzie go zastąpić. Nie chodzi o to, jak dobrym był pilotem. Mamy ciągle wielu dobrych pilotów. Trzeba znaleźć kogoś takiego, za kim ludzie będą chcieli pójść nawet w najcięższą, najbardziej beznadziejną walkę. Kogoś, kto potrafi pokazać im tę iskierkę nadziei.
– Nie zapominaj, że Ruch Oporu to nie tylko wojsko – mówi Luke. – To coś, co rodzi się w sercach. Może jeszcze o tym nie wiemy, ale gdzieś na pewno jest ktoś, kto poprowadzi walkę dalej, nawet jak nas zabraknie. Prędzej czy później spotkamy go, nawet na krańcach Galaktyki.
– Czy tak ci mówi Moc? – pyta Leia.
– Moc zawsze dąży do równowagi. Dlatego Ciemna Strona nigdy nie zwycięży całkowicie... ale po Jasnej Stronie też zawsze będą skazy i błędy. Im mocniej świeci słońce, tym ciemniejsze są cienie.
– To trochę przerażające, co mówisz. To oznacza, że walka nigdy się nie skończy.
– To oznacza, że nigdy nie możemy się poddawać.
– Nie poddajemy się. Teraz musimy trochę przystopować, odzyskać utracone siły, a potem znowu ruszymy do walki. Trzeba się naradzić z innymi dowódcami.
– Ackbar i Holdo uważają, że powinniśmy zaatakować szlaki komunikacyjne i odciąć zaopatrzenie dla Najwyższego Porządku.
– To chyba dobry pomysł – mówi Leia. – Powinniśmy szkodzić im na wszelkie sposoby. Możemy też uderzyć na ich źródła surowców,  na planety – kopalnie.
– Są pilnie strzeżone, ale myślę, że będziemy mogli liczyć na pomoc ich mieszkańców – przytakuje Luke. – Najwyższy Porządek prowadzi tam bezwzględną okupację, zmienił całą ludność w niewolników.
– Trzeba przedstawić ten pomysł na naradzie. Kiedy ją zwołamy?
– Jak najszybciej. Nie ma na co czekać.

Głosy milkną, pewnie Luke i Leia wyszli z kwatery. Oddycham głęboko. Jest mi ciężko na sercu, bo wiem, że mają do mnie zaufanie. Ale nie mogę się wahać.  Nadajnik świetnie się spisał, mam teraz mnóstwo informacji, które muszę przekazać do Najwyższego Porządku…

poniedziałek, 23 kwietnia 2018

Rozdział 28: Odprawa u Wodza

Z samego rana przychodzi wezwanie od Najwyższego Wodza.
Jestem pełen niepokoju.  Czy już wie o tym, co robiłem wczoraj wieczorem? Czy chce mnie ukarać? A może jednak zapomniał o Luke’u Skywalkerze… W końcu Wódz ma na głowie sprawy całej Galaktyki, co go obchodzi jakiś jeden stary i bezużyteczny Jedi?
Trochę się uspokajam, kiedy widzę nadciągającego korytarzem z drugiej strony Huxa. Jeśli on też został wezwany, to na pewno chodzi o jakieś zwykłe sprawy. Wódz nie będzie omawiał spraw dotyczących Mocy przy tym… prostaku. To za skomplikowane dla jego małego móżdżku. Niech lepiej zajmie się swoimi statkami i działami.
Snoke wita nas tym razem w postaci hologramu – ogromnego, sięgającego aż pod sam sufit. Jak zwykle przyklękamy w jego obecności, a potem stajemy wyprostowani i milczący. Wyczuwam, że Hux się denerwuje. Czyżby on też miał coś do ukrycia przed Wodzem? No, no, ciekawe. Coś nie wyszło naszemu generałowi? Chętnie popatrzę, jak Wódz go przesłuchuje.
– Melduj o postępach budowy, generale – mówi Snoke.
– Budowa Starkillera 2 zbliża się do końca – odpowiada Hux. – Niedługo będziemy gotowi do próbnego uderzenia. Wzmocniliśmy obronę stacji, teraz nie zagrozi nam już żaden rajd Ruchu Oporu.
Snoke kiwa głową z aprobatą.
– Generale, przypominam, że osobiście za to odpowiadasz – mówi. – Jeśli znowu się okaże, że w konstrukcji “zapomniano” o jakimś szybie wentylacyjnym prowadzącym prosto do reaktora… Dowiesz się, co znaczy mój gniew.
Hux blednie i nerwowo przełyka ślinę. Poprzednim razem, po wybuchu pierwszego Starkillera, Snoke był wściekły. Surowo ukarał wszystkich odpowiedzialnych za budowę i za ochronę stacji. Zresztą niewielu ich zostało, bo część zginęła podczas wybuchu planety.  Huxowi się jakoś udało wykręcić od odpowiedzialności i nawet nie stracił stanowiska. Zawsze umiał się podlizywać i płaszczyć. Marzę, żeby to się skończyło… i przez chwilę nawet myślę, że gdyby tak Starkiller 2 też wybuchł…
– Najwyższy Wodzu! – mówi tymczasem rudzielec. – Proszę o pozwolenie na wysłanie ekspedycji na Hoth. Wiemy, że tam ukrywa się Ruch Oporu. Uderzymy skoncentrowanymi siłami i odetniemy wszystkie drogi ucieczki. Nie wymkną się nam.
Snoke krzywi się. Wiem, o czym myśli. Z pewnością ma ochotę zgnieść Ruch Oporu jak natrętnego owada, ale wiem, co go powstrzymuje. Robi mi się nieprzyjemnie, bo to oznacza, że za chwilę zwróci się do mnie i zapyta...
– Ruchem Oporu zajmiemy się później – mówi Wódz.
– Ale Najwyższy Wodzu… – protestuje Hux – teraz jest najlepszy moment! Odbudowaliśmy w pełni nasze siły. Żołnierzom przyda się jakaś akcja. To bardzo podnosi morale.
– Podejmowaliście ostatnio sporo akcji – mówi Snoke. – Te wszystkie wyprawy po nowych rekrutów.
– Tak, ale… To nie były walki przeciwko regularnemu wojsku. Cywile na odległych planetach nie potrafią się bronić. To żaden przeciwnik.
– Podjąłem już decyzję – mówi zimno Snoke. – I nie dyskutuj ze mną, generale. Na tę chwilę zostawiamy Ruch Oporu w spokoju. Niech na razie myślą, że są bezpieczni. Kylo Ren ma ich pod kontrolą… prawda, Kylo?
– Tak, wodzu! – mówię natychmiast. – Właśnie skontaktowałem się z naszym szpiegiem, przypomniałem mu o lojalności wobec nas…
– A co z Luke’em Skywalkerem? – pyta Snoke.
Oblewa mnie zimny pot. Nie, tak naprawdę wcale nie myślałem, że o tym zapomni… Spodziewałem się tego pytania… Ale dlaczego przy Huxie? Teraz rudzielec będzie oglądał moje upokorzenie…
Przełykam ślinę i wyprostowuję się jeszcze bardziej.
– Luke Skywalker jest dobrze chroniony – melduję. – Pomyślałem, że spróbuję się dostać do kogoś innego, Lei Organy albo tej dziewczny, Rey…
Jeszcze nie zdążyłem skończyć zdania, a czuję, jak moje stopy odrywają się od podłogi.
– Wydałem ci jasne rozkazy, Ren – mówi zimno Snoke.
– Wiem, Wodzu – mówię, starając się zachować spokój – ale… Luke z pewnością spodziewa się ataku. – Staram się przezwyciężyć coraz mocniejszy ucisk na gardle i wciąż mówić wyraźnie. – Myślę, że lepiej uderzyć tam… gdzie są… słabiej chronieni… – chrypię. Brakuje mi oddechu. Hux patrzy na mnie z dołu z drwiącym uśmieszkiem. Niech tylko Snoke mnie puści, zetrę mu go z tej bezczelnej mordy!
Nagle przypomina mi się mechanik, którego kilka dni temu przydusiłem Mocą w korytarzu… i to, co wtedy zrobił… O nie! Jeśli mnie też to się przytrafi?! Zabiję się wtedy… Ale najpierw zabiję Huxa, za to, że to widział!
Uścisk Mocy rozluźnia się i opadam na ziemię, ciężko dysząc. Mija chwila zanim jestem w stanie z powrotem stanąć na nogi.
– Zostawiam ci wolną rękę, Ren – mówi Snoke. – Pamiętaj, że twoim najważniejszym zadaniem teraz jest dowiedzieć się czegoś o tej nowej Mocy. Jak to osiągniesz – twoja sprawa.
– Tak jest, Wodzu! – odpowiadam i z zadowoleniem zauważam, że mimo tego, co stało się przed chwilą, mój głos jest pewny i wcale nie drży. – Zdobędę wszystkie informacje!
– A wracając jeszcze do naszej bazy… – mówi Snoke. – Ilu mamy w tej chwili więźniów?
To pytanie do Huxa, ja nigdy nie zajmowałem się takimi przyziemnymi sprawami. Rudzielec wyciąga datapad i szybko coś sprawdza.
– Pięćset czterdziestu trzech – melduje. – Oprócz tego karna kompania. W ostatnim tygodniu rozstrzelano dziesięciu schwytanych dezerterów.
– To za dużo – mówi Snoke. – Za dużo więźniów, nie rozstrzelanych. Pozbądźcie się ich.
– Zlikwidować? – pyta Hux.
– Nie, trzeba ich jeszcze wykorzystać. Nie będziemy ich żywić za darmo. Odeślijcie ich wszystkich do kopalni. Wykonać!
– Tak jest, Wodzu! – Hux strzela obcasami. Myślę sobie, że to dobrze, że zdążyłem nagrać ostatni przekaz z więźniem.
– Rozejść się – mówi Snoke. Odwracamy się i ramię w ramię wychodzimy z sali. Za nami hologram powoli gaśnie.
Za drzwiami Hux odwraca się i patrzy na mnie z drwiącym uśmiechem.
– Co, przetrzepał ci dzisiaj skórę, nie? – mówi. – Nie jesteś taki nietykalny jak ci się zdawało!
Wywracam oczami, czego on oczywiście nie widzi z powodu maski.
– Lepiej zajmij się tym, co ci Wódz kazał – mówię. – Żeby mi do jutra nie został w tych lochach ani jeden!
– Nie będziesz mi wydawał rozkazów, ty… ty… – Hux zaczyna charczeć, gdy lekko podduszam go Mocą.
– Bo co? – mówię, rozkoszując się widokiem jego siniejącej twarzy. – Bo co mi zrobisz?
Trzymam go tak jeszcze przez chwilę, ciesząc się strachem w jego oczach. Wreszcie jednak wypuszczam. Ktoś może nadejść i nie powinien zobaczyć, jak dwaj najwyżsi rangą po Snoke’u oficerowie walczą ze sobą.
– Wódz się o wszystkim dowie! – warczy Hux, patrząc na mnie z nienawiścią.
– Taaaak? – uśmiecham się lekko i wyciągam rękę w jego stronę. – Chcesz na mnie donieść? No to… Zapomnisz o tym co tu się stało.
– Zapomnę o tym, co tu się stało – powtarza Hux, jego oczy są szkliste.
– I zawsze będziesz słuchał rozkazów Kylo Rena – dodaję.
– I zawsze będę słuchał rozkazów Kylo Rena.
– A teraz odejdź i zajmij się ewakuacją więźniów. Bez odpowiedzi.

Hux odwraca się i odchodzi. Na Moc, jakie to było proste! Dlaczego nie wpadłem na ten pomysł wcześniej?

niedziela, 1 kwietnia 2018

Rozdział 27: Nieposłuszeństwo

*********** Kylo Ren **************


W nocy korytarze bazy są niesamowicie puste i ciche.
Ostatnio często nie mogę spać, więc całymi godzinami chodzę po Starkillerze 2. Nie spotykam nikogo oprócz pojedynczych wartowników. Na mój widok zastygają w bezruchu, jakby chcieli się wtopić w ściany, starają się nawet nie oddychać. Wyraźnie czuję za plecami ich ulgę, kiedy mijam ich i idę dalej.
Myślę często o zadaniu, jakie postawił przede mną Najwyższy Wódz. Ten nowy, niepokojący objaw Mocy… Luke Skywalker powinien coś wiedzieć na ten temat. Jest ostatnim z Mistrzów Jedi. A może nie? Może odkąd go opuściłem, znalazł nowych uczniów i wykształcił kogoś jeszcze? Może tamtą dziewczynę z Jakku? Czy o to chodziło Snoke’owi?
Ale wydaje mi się, że nie. Mówił o jakimś nowym czynniku, czymś, co zapomnieli i Jedi i Sithowie. Sam Wódz wydaje się niepewny, co to jest. Chociaż studiował najmroczniejsze sekrety Mocy i zapłacił za to bardzo wysoką cenę.
Ja też zapłacę bardzo wysoką cenę, jeśli nie wykonam jego rozkazu. Wiem o tym i wcale nie pomaga mi to się skupić. Pewnie mnie nie zabije, ciągle jestem dla niego zbyt cenny, ale może zrobić mi coś okropnego. Sprawić mi ból, przy którym moja blizna będzie się wydawać małym zadrapaniem. Na razie czeka cierpliwie, aż sam przyjdę do niego i opowiem, czego się dowiedziałem z umysłu Skywalkera. A ja odwlekam to, jak tylko mogę.
Skywalker… Nie widziałem go tyle lat, ale moja nienawiść wciąż jest tak silna, jak tamtej nocy, kiedy zdradził mnie i próbował zabić. Zemściłem się, zabierając mu najlepszych uczniów i robiąc z nich Rycerzy Ren, a tych, którzy nie chcieli pojść ze mną – zabijając. Żałuję, że nie zabiłem wtedy i jego, kończąc to wszystko raz na zawsze. Teraz jest znowu z Ruchem Oporu i pomaga im. Gdybym wtedy nie popełnił błędu, porywając tamtą dziewczynę z Jakku, dotarlibyśmy do niego pierwsi. Wódz zapomniał o tamtym moim błędzie, ale wiem, że drugiego mi nie przebaczy.
Przez chwilę myślę o innym moim błędzie. Wódz nie uznał go za ważny, ale ja nie potrafię o tym zapomnieć. Tamta druga dziewczyna, która uciekła mi sprzed nosa. Pamiętam, jak długo mi się opierała, kiedy chciałem przesłuchać ją za pomocą Mocy. Gdyby Hux mi wtedy nie przeszkodził… Jestem pewien, że kryła jakiś sekret. Niestety udało jej się uciec z pomocą jakiegoś przebierańca. Jestem prawie pewien, że to był Dameron. Och, niech ja kiedyś dorwę tego drania. Nie wyjdzie żywy z moich rąk. Jeden z bezwartościowych śmieci. On nie opierał się mojej Mocy ani przez chwilę, wyciągnąłem z niego wszystko, co chciałem.
Jest jeszcze coś dziwnego w tej sprawie. Phasma przyznała się, że kazała obojgu wsiąść na jeden ze statków lecących po nowych rekrutów na jakąś dziką planetę. Jednak kiedy kazałem sprawdzić zapisy wszystkich statków, które tego dnia wyruszały, nie znalazłem żadnych danych o celu. Tak jakby zostały wykasowane. Mogło tak się zdarzyć, jeśli statek trafił w burzę magnetyczną… ale czy to na pewno przypadek? Może to też ma związek z tym przebłyskiem dziwnej Mocy, o której mówił Wódz? To nieprawdopodobne – uspokajam sam siebie. To była zwykła dziewczyna i zwykły pilot. Żadne z nich nie miało do czynienia z Mocą. Brrr, robi mi się zimno na myśl, co by było, gdyby ona miała z tym coś wspólnego, a Wódz dowiedział się, że pozwoliłem jej uciec.
Żeby nie myśleć już o swoich błędach, postanawiam zająć się łatwiejszym z zadań Wodza. Trzeba skontaktować się z naszym szpiegiem i trochę mu przypomnieć o lojalności wobec Nas. Niech śledzi Skywalkera i Rey, a także Leię Organę. Tak właśnie o niej myślę: Leia Organa albo generał Organa. Nie jest dla mnie nikim więcej niż imieniem i nazwiskiem. Rozkazałem sam sobie zapomnieć o wszystkim innym. Nie nienawidzę jej tak jak Skywalkera, ale ona należy do przeszłości, która odeszła. Część tej przeszłości sam zabiłem. Mam na myśli Hana Solo. Jeśli kiedyś się spotkamy może będę musiał ją też zabić. Czasem o tym myślę. To będzie ostateczna próba. Chociaż staram się z całej siły, w mojej duszy ciągle jeszcze nie skończyła się walka jasnej strony z ciemną. Zastanawiam się czasem, co jeszcze będę musiał zrobić, żeby skończyć z tym rozdarciem. Wódz pokazał mi drogę, która jest tylko dla najodważniejszych i najsilniejszych. Nie mogę sobie pozwolić na słabość. Kiedyś nazywałem się Ben Solo, ale teraz to dla mnie nic nie znaczy.
Wsiadam do automatycznej windy i zjeżdżam wiele pięter w dół. Korytarz przede mną jest pusty, oświetlony tylko słabym światłem niedużych lamp, które zapalają się kiedy przechodzę i gasną za mną. Idę szybko i pewnie, a echo moich kroków roznosi się po korytarzu. Przed sobą widzę drzwi pilnowane przez dwóch szturmowców. Na mój widok stają na baczność. Rozkazuję im otworzyć drzwi i wkraczam do naszego więzienia. Trzymamy tu żołnierzy, którzy nie wykonali rozkazów, różne szumowiny oraz niektórych jeńców schwytanych podczas akcji na różnych planetach. Teraz mam sprawę do jednego z nich.
Kiedy podchodzę do drzwi jednej z cel na końcu korytarza i zaglądam przez małe zakratowane okienko, widzę, że zamknięty w niej mężczyzna śpi. Ma na sobie brudny i podarty kombinezon pilota Ruchu Oporu. Pod warstwą brudu już prawie nie widać pomarańczowego koloru. Ma długie, zmierzwione włosy i niechlujną brodę. Leży na podartym materacu, prosto na podłodze. W kącie celi leży blaszana miska, w której dostaje jedzenie.
Wzywam do siebie strażników i każę im otworzyć celę. Słysząc zgrzyt otwierających się drzwi mężczyzna się budzi i patrzy obojętnie. Obojętność po chwili zmienia się w przerażenie, kiedy widzi mnie.
– Do sali przesłuchań numer pięć – mówię. Strażnicy podchodzą do pilota i szarpnięciem zrywają go na nogi.
– Nieeee! – krzyczy mężczyzna. – Zostawcie mnie! Czego ode mnie chcecie? Powiedziałem wam wszystko co wiem!
Jeden ze strażników uderza go paralizatorem. Pilot zwisa bezwładnie w ich rękach. Ciągną go teraz aż do sali, gdzie przykuwają go do krzesła przesłuchań. Trwa to chwilę, tak że kiedy powoli wchodzę, pilot już jest przytomny. Patrzy na mnie z narastającym strachem.
– Nie, proszę… – mówi błagalnym tonem. – Ja nic nie wiem! Trzymacie mnie tu już tyle czasu… Nie mam żadnych informacji! Dlaczego mi to robicie?
Wydaję strażnikom polecenie, na jaki poziom mocy mają nastawić krzesło, a sam włączam holoprzekaźnik. Tak, pilot nie ma żadnych interesujących informacji. Już dawno wyciągnęliśmy z niego torturami wszystko, co wiedział. Ale teraz nie są mi potrzebne żadne informacje.
– Zaczynajcie – mówię do strażników.
Włączają krzesło i mężczyzna zaczyna krzyczeć. Kieruję holoprzekaźnik prosto na niego i robię zbliżenie na jego twarz wykrzywioną cierpieniem. Po brudnej twarzy więźnia spływają łzy. Jego krzyk przechodzi w niezrozumiałe wycie. Odczekuję jeszcze chwilę a potem każę wyłączyć maszynę. Pilot zwiesza głowę i ciężko dyszy.
– A teraz nagrasz mi tu kilka słów. – Podchodzę do niego z holoprzekaźnikiem. – Powiedz: “Rób wszystko, co ci każą”.
Ku mojemu zdziwieniu, mężczyzna podnosi głowę i patrzy na mnie z nienawiścią. Ciągle jeszcze ma siłę, żeby stawiać opór!
– Nie powiem tego – warczy. – Możesz mnie zabić.
– Nie zrobię tego – odpowiadam. – Jesteś mi bardziej potrzebny żywy. – Włączam na nowo urządzenie i salę znów wypełnia krzyk więźnia.
– No to jak, namyśliłeś się? – pytam po chwili i znów kieruję na niego holoprzekaźnik. – Powiesz to, co ci kazałem?
Pilot patrzy przez chwilę w ekran.
– Nic nie rób! – krzyczy. – Nie myśl o mnie! Nie zdradzaj…
– Ty idioto! – wołam i uderzam mężczyznę w twarz, aż zaczyna mu lecieć krew z nosa. – Nie chcesz, to nie. Właściwie to twoje słowa wcale nie są mi potrzebne, nagranie wystarczy. Potrzymajcie go tu jeszcze pół godziny – mówię do strażników – żeby zapamiętał swoje nieposłuszeństwo.
Wychodzę z sali przesłuchań, na korytarzu nagrywam jeszcze kilka słów przekazu i wysyłam wiadomość do naszego szpiega. Niech kręci się w pobliżu Skywalkera i Organy i donosi o wszystkim. Niech zaprzyjaźni się z Rey. Potrzebny mi jest każdy strzępek informacji.


Wracam do swojego pokoju. Zdejmuję płaszcz, maskę i buty, siadam na łóżku, podciągając do siebie bose stopy. Łatwiejsza część zadania została wykonana. Teraz czas na trudniejszą. Skupiam się na Luke’u Skywalkerze, próbując sięgnąć do niego Mocą poprzez dzielącą nas przestrzeń. Jednak nie mogę się skupić. Po chwili już wiem, dlaczego. Przeszkadza mi moja własna nienawiść i chęć zrobienia mu krzywdy. Potrząsam głową aż włosy opadają mi na oczy. Nie wykonam zadania a wtedy wódz ukarze mnie gorzej niż ja ukarałem tamtego pilota.
I wtedy wpadam na inny pomysł. Właściwie już dawno na niego wpadłem, tylko bałem się go zrealizować. To nieposłuszeństwo wyraźnemu rozkazowi Najwyższego Wodza. Ale nie mam innego wyjścia.
Siadam wygodnie na łóżku i odprężam się. Zaczynam myśleć o Lei Organie.  Jeżeli nie mogę dostać się do umysłu Luke'a, spróbuję do niej. Ona też wie dużo o Mocy, a brat na pewno nie ma przed nią tajemnic. Przypominam sobie ją taką jak pamiętam z dawnych czasów, a potem zaczynam szukać jej poprzez Moc. Gdzieś z daleka słyszę jakby dobiegający mnie niewyraźny sygnał. Skupiam się bardziej. Czuję się dziwnie, serce mocno mi bije. Zaciskam mocno palce i uspokajam oddech. To nikt taki, tłumaczę sobie. Tylko generał Organa, mój wróg. Nic dla mnie nie znaczy.
I nagle… jakby ktoś z daleka spojrzał na mnie. Ciemne oczy, tak bardzo podobne do moich. Światło w tych oczach, jaśniejsze niż gwiazdy. Jasność dosięga mnie i otacza, przenika w głąb aż do mojego serca. Nie! – krzyczę bezgłośnie i natychmiast otaczam się szczelną barierą Mocy. Światło gaśnie, a ja czuję, że robi mi się zimno, bardzo zimno. Wszystko wydaje się puste i bardzo dalekie.
Ocieram pot z czoła i staram się uspokoić. Co to było? W środku czuję tępy ból, jakby żal za czymś, co dawno odeszło… Mam ochotę skulić się, zwinąć w kłębek na łóżku i zapłakać.
Ale nie robię tego. Jestem Kylo Ren. Władam Mocą. Jestem najpotężniejszy. Nie odczuwam słabości.

Jedno wiem na pewno: Wódz nie może się o tym dowiedzieć!

...

...