niedziela, 1 kwietnia 2018

Rozdział 27: Nieposłuszeństwo

*********** Kylo Ren **************


W nocy korytarze bazy są niesamowicie puste i ciche.
Ostatnio często nie mogę spać, więc całymi godzinami chodzę po Starkillerze 2. Nie spotykam nikogo oprócz pojedynczych wartowników. Na mój widok zastygają w bezruchu, jakby chcieli się wtopić w ściany, starają się nawet nie oddychać. Wyraźnie czuję za plecami ich ulgę, kiedy mijam ich i idę dalej.
Myślę często o zadaniu, jakie postawił przede mną Najwyższy Wódz. Ten nowy, niepokojący objaw Mocy… Luke Skywalker powinien coś wiedzieć na ten temat. Jest ostatnim z Mistrzów Jedi. A może nie? Może odkąd go opuściłem, znalazł nowych uczniów i wykształcił kogoś jeszcze? Może tamtą dziewczynę z Jakku? Czy o to chodziło Snoke’owi?
Ale wydaje mi się, że nie. Mówił o jakimś nowym czynniku, czymś, co zapomnieli i Jedi i Sithowie. Sam Wódz wydaje się niepewny, co to jest. Chociaż studiował najmroczniejsze sekrety Mocy i zapłacił za to bardzo wysoką cenę.
Ja też zapłacę bardzo wysoką cenę, jeśli nie wykonam jego rozkazu. Wiem o tym i wcale nie pomaga mi to się skupić. Pewnie mnie nie zabije, ciągle jestem dla niego zbyt cenny, ale może zrobić mi coś okropnego. Sprawić mi ból, przy którym moja blizna będzie się wydawać małym zadrapaniem. Na razie czeka cierpliwie, aż sam przyjdę do niego i opowiem, czego się dowiedziałem z umysłu Skywalkera. A ja odwlekam to, jak tylko mogę.
Skywalker… Nie widziałem go tyle lat, ale moja nienawiść wciąż jest tak silna, jak tamtej nocy, kiedy zdradził mnie i próbował zabić. Zemściłem się, zabierając mu najlepszych uczniów i robiąc z nich Rycerzy Ren, a tych, którzy nie chcieli pojść ze mną – zabijając. Żałuję, że nie zabiłem wtedy i jego, kończąc to wszystko raz na zawsze. Teraz jest znowu z Ruchem Oporu i pomaga im. Gdybym wtedy nie popełnił błędu, porywając tamtą dziewczynę z Jakku, dotarlibyśmy do niego pierwsi. Wódz zapomniał o tamtym moim błędzie, ale wiem, że drugiego mi nie przebaczy.
Przez chwilę myślę o innym moim błędzie. Wódz nie uznał go za ważny, ale ja nie potrafię o tym zapomnieć. Tamta druga dziewczyna, która uciekła mi sprzed nosa. Pamiętam, jak długo mi się opierała, kiedy chciałem przesłuchać ją za pomocą Mocy. Gdyby Hux mi wtedy nie przeszkodził… Jestem pewien, że kryła jakiś sekret. Niestety udało jej się uciec z pomocą jakiegoś przebierańca. Jestem prawie pewien, że to był Dameron. Och, niech ja kiedyś dorwę tego drania. Nie wyjdzie żywy z moich rąk. Jeden z bezwartościowych śmieci. On nie opierał się mojej Mocy ani przez chwilę, wyciągnąłem z niego wszystko, co chciałem.
Jest jeszcze coś dziwnego w tej sprawie. Phasma przyznała się, że kazała obojgu wsiąść na jeden ze statków lecących po nowych rekrutów na jakąś dziką planetę. Jednak kiedy kazałem sprawdzić zapisy wszystkich statków, które tego dnia wyruszały, nie znalazłem żadnych danych o celu. Tak jakby zostały wykasowane. Mogło tak się zdarzyć, jeśli statek trafił w burzę magnetyczną… ale czy to na pewno przypadek? Może to też ma związek z tym przebłyskiem dziwnej Mocy, o której mówił Wódz? To nieprawdopodobne – uspokajam sam siebie. To była zwykła dziewczyna i zwykły pilot. Żadne z nich nie miało do czynienia z Mocą. Brrr, robi mi się zimno na myśl, co by było, gdyby ona miała z tym coś wspólnego, a Wódz dowiedział się, że pozwoliłem jej uciec.
Żeby nie myśleć już o swoich błędach, postanawiam zająć się łatwiejszym z zadań Wodza. Trzeba skontaktować się z naszym szpiegiem i trochę mu przypomnieć o lojalności wobec Nas. Niech śledzi Skywalkera i Rey, a także Leię Organę. Tak właśnie o niej myślę: Leia Organa albo generał Organa. Nie jest dla mnie nikim więcej niż imieniem i nazwiskiem. Rozkazałem sam sobie zapomnieć o wszystkim innym. Nie nienawidzę jej tak jak Skywalkera, ale ona należy do przeszłości, która odeszła. Część tej przeszłości sam zabiłem. Mam na myśli Hana Solo. Jeśli kiedyś się spotkamy może będę musiał ją też zabić. Czasem o tym myślę. To będzie ostateczna próba. Chociaż staram się z całej siły, w mojej duszy ciągle jeszcze nie skończyła się walka jasnej strony z ciemną. Zastanawiam się czasem, co jeszcze będę musiał zrobić, żeby skończyć z tym rozdarciem. Wódz pokazał mi drogę, która jest tylko dla najodważniejszych i najsilniejszych. Nie mogę sobie pozwolić na słabość. Kiedyś nazywałem się Ben Solo, ale teraz to dla mnie nic nie znaczy.
Wsiadam do automatycznej windy i zjeżdżam wiele pięter w dół. Korytarz przede mną jest pusty, oświetlony tylko słabym światłem niedużych lamp, które zapalają się kiedy przechodzę i gasną za mną. Idę szybko i pewnie, a echo moich kroków roznosi się po korytarzu. Przed sobą widzę drzwi pilnowane przez dwóch szturmowców. Na mój widok stają na baczność. Rozkazuję im otworzyć drzwi i wkraczam do naszego więzienia. Trzymamy tu żołnierzy, którzy nie wykonali rozkazów, różne szumowiny oraz niektórych jeńców schwytanych podczas akcji na różnych planetach. Teraz mam sprawę do jednego z nich.
Kiedy podchodzę do drzwi jednej z cel na końcu korytarza i zaglądam przez małe zakratowane okienko, widzę, że zamknięty w niej mężczyzna śpi. Ma na sobie brudny i podarty kombinezon pilota Ruchu Oporu. Pod warstwą brudu już prawie nie widać pomarańczowego koloru. Ma długie, zmierzwione włosy i niechlujną brodę. Leży na podartym materacu, prosto na podłodze. W kącie celi leży blaszana miska, w której dostaje jedzenie.
Wzywam do siebie strażników i każę im otworzyć celę. Słysząc zgrzyt otwierających się drzwi mężczyzna się budzi i patrzy obojętnie. Obojętność po chwili zmienia się w przerażenie, kiedy widzi mnie.
– Do sali przesłuchań numer pięć – mówię. Strażnicy podchodzą do pilota i szarpnięciem zrywają go na nogi.
– Nieeee! – krzyczy mężczyzna. – Zostawcie mnie! Czego ode mnie chcecie? Powiedziałem wam wszystko co wiem!
Jeden ze strażników uderza go paralizatorem. Pilot zwisa bezwładnie w ich rękach. Ciągną go teraz aż do sali, gdzie przykuwają go do krzesła przesłuchań. Trwa to chwilę, tak że kiedy powoli wchodzę, pilot już jest przytomny. Patrzy na mnie z narastającym strachem.
– Nie, proszę… – mówi błagalnym tonem. – Ja nic nie wiem! Trzymacie mnie tu już tyle czasu… Nie mam żadnych informacji! Dlaczego mi to robicie?
Wydaję strażnikom polecenie, na jaki poziom mocy mają nastawić krzesło, a sam włączam holoprzekaźnik. Tak, pilot nie ma żadnych interesujących informacji. Już dawno wyciągnęliśmy z niego torturami wszystko, co wiedział. Ale teraz nie są mi potrzebne żadne informacje.
– Zaczynajcie – mówię do strażników.
Włączają krzesło i mężczyzna zaczyna krzyczeć. Kieruję holoprzekaźnik prosto na niego i robię zbliżenie na jego twarz wykrzywioną cierpieniem. Po brudnej twarzy więźnia spływają łzy. Jego krzyk przechodzi w niezrozumiałe wycie. Odczekuję jeszcze chwilę a potem każę wyłączyć maszynę. Pilot zwiesza głowę i ciężko dyszy.
– A teraz nagrasz mi tu kilka słów. – Podchodzę do niego z holoprzekaźnikiem. – Powiedz: “Rób wszystko, co ci każą”.
Ku mojemu zdziwieniu, mężczyzna podnosi głowę i patrzy na mnie z nienawiścią. Ciągle jeszcze ma siłę, żeby stawiać opór!
– Nie powiem tego – warczy. – Możesz mnie zabić.
– Nie zrobię tego – odpowiadam. – Jesteś mi bardziej potrzebny żywy. – Włączam na nowo urządzenie i salę znów wypełnia krzyk więźnia.
– No to jak, namyśliłeś się? – pytam po chwili i znów kieruję na niego holoprzekaźnik. – Powiesz to, co ci kazałem?
Pilot patrzy przez chwilę w ekran.
– Nic nie rób! – krzyczy. – Nie myśl o mnie! Nie zdradzaj…
– Ty idioto! – wołam i uderzam mężczyznę w twarz, aż zaczyna mu lecieć krew z nosa. – Nie chcesz, to nie. Właściwie to twoje słowa wcale nie są mi potrzebne, nagranie wystarczy. Potrzymajcie go tu jeszcze pół godziny – mówię do strażników – żeby zapamiętał swoje nieposłuszeństwo.
Wychodzę z sali przesłuchań, na korytarzu nagrywam jeszcze kilka słów przekazu i wysyłam wiadomość do naszego szpiega. Niech kręci się w pobliżu Skywalkera i Organy i donosi o wszystkim. Niech zaprzyjaźni się z Rey. Potrzebny mi jest każdy strzępek informacji.


Wracam do swojego pokoju. Zdejmuję płaszcz, maskę i buty, siadam na łóżku, podciągając do siebie bose stopy. Łatwiejsza część zadania została wykonana. Teraz czas na trudniejszą. Skupiam się na Luke’u Skywalkerze, próbując sięgnąć do niego Mocą poprzez dzielącą nas przestrzeń. Jednak nie mogę się skupić. Po chwili już wiem, dlaczego. Przeszkadza mi moja własna nienawiść i chęć zrobienia mu krzywdy. Potrząsam głową aż włosy opadają mi na oczy. Nie wykonam zadania a wtedy wódz ukarze mnie gorzej niż ja ukarałem tamtego pilota.
I wtedy wpadam na inny pomysł. Właściwie już dawno na niego wpadłem, tylko bałem się go zrealizować. To nieposłuszeństwo wyraźnemu rozkazowi Najwyższego Wodza. Ale nie mam innego wyjścia.
Siadam wygodnie na łóżku i odprężam się. Zaczynam myśleć o Lei Organie.  Jeżeli nie mogę dostać się do umysłu Luke'a, spróbuję do niej. Ona też wie dużo o Mocy, a brat na pewno nie ma przed nią tajemnic. Przypominam sobie ją taką jak pamiętam z dawnych czasów, a potem zaczynam szukać jej poprzez Moc. Gdzieś z daleka słyszę jakby dobiegający mnie niewyraźny sygnał. Skupiam się bardziej. Czuję się dziwnie, serce mocno mi bije. Zaciskam mocno palce i uspokajam oddech. To nikt taki, tłumaczę sobie. Tylko generał Organa, mój wróg. Nic dla mnie nie znaczy.
I nagle… jakby ktoś z daleka spojrzał na mnie. Ciemne oczy, tak bardzo podobne do moich. Światło w tych oczach, jaśniejsze niż gwiazdy. Jasność dosięga mnie i otacza, przenika w głąb aż do mojego serca. Nie! – krzyczę bezgłośnie i natychmiast otaczam się szczelną barierą Mocy. Światło gaśnie, a ja czuję, że robi mi się zimno, bardzo zimno. Wszystko wydaje się puste i bardzo dalekie.
Ocieram pot z czoła i staram się uspokoić. Co to było? W środku czuję tępy ból, jakby żal za czymś, co dawno odeszło… Mam ochotę skulić się, zwinąć w kłębek na łóżku i zapłakać.
Ale nie robię tego. Jestem Kylo Ren. Władam Mocą. Jestem najpotężniejszy. Nie odczuwam słabości.

Jedno wiem na pewno: Wódz nie może się o tym dowiedzieć!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

...

...