poniedziałek, 30 kwietnia 2018

Rozdział 29: Szpiegowanie

*************** Oczami szpiega *****************


Kiedy nie wieje wiatr i nie szaleje śnieżyca, Hoth jest naprawdę piękną planetą.
Zasypane śniegiem wzgórza wydają się takie spokojne. Słońce odbija się od gładkiej powierzchni i migocze w kryształkach lodu. Wieczorami śnieg zabarwia się na złoto i czerwono. Nocą gwiazdy lśnią na czarnym niebie jak diamenty, a czasami widać delikatne, zielone wstęgi zorzy polarnej.
Nikt tu nie przylatuje, choć codziennie wypatrujemy wrogich statków. Ale wydaje się, że wszyscy o nas zapomnieli. Mimo mrozu i niewygód w starej bazie wszyscy są zadowoleni, bo wydaje się, że jesteśmy tu bezpieczni.
Ja jednak wiem, że to nieprawda.
Siedzę właśnie w swojej kwaterze i montuję pewne urządzenie. Nikogo nie ma, bo jedni mają służbę, a inni poszli na obiad. Gdyby ktoś tu zajrzał i zainteresował się, to naprawiam mój datapad. Ale tak naprawdę to co innego.
Ciągle przeżywam tę transmisję sprzed dwóch dni. Nie mogę o niej zapomnieć. Najwyższy Porządek ma mnie w garści i muszę zrobić dla nich wszystko, czego zażądają, chociaż brzydzę się tym i brzydzę się sobą. Ale tylko tak mogę mieć nadzieję na uratowanie…
Kazali mi śledzić i szpiegować Leię i Luke’a. A także zaprzyjaźnić się z Rey. Mam rozmawiać z tymi wszystkimi, którzy mogą coś wiedzieć o Mocy. Wydaje się, że nasz Mistrz Jedi zna jakieś sekrety, które są obce Snoke’owi. Z jednej strony mam nadzieję, że ich nie zdradzi, ale z drugiej – muszę mieć jakąś kartę przetargową. Dlatego teraz właśnie buduję miniaturowe urządzenie podsłuchowe. Mam nadzieję, że uda mi się je zamontować w kwaterze Lei. Pracuję też nad oprogramowaniem szpiegowskim, które chcę zainstalować w jej sprzęcie. Wiem, że muszę to zrobić, chociaż… przypomina mi się, jak on krzyczał do mnie: “Nic nie rób! Nie zdradzaj…”
Może ma rację. Najwyższemu Porządkowi nie można ufać. Nie mam żadnej gwarancji, że go w ten sposób uratuję. Może już nie żyje, a to nagranie zostało sfałszowane… Muszę jednak mieć nadzieję. Muszę myśleć, że żyje i uda mi się go uratować… Ale czy on będzie jeszcze chciał mnie potem w ogóle znać? Może wcale nie chce zostać uratowany za taką cenę?
Wychodzę z urządzeniem w kieszeni. Jest malutkie i składa się głównie z nadajnika, który będzie przekazywał sygnał do drugiego urządzenia, które zawsze mam przy sobie. Teraz muszę jeszcze znaleźć sposób, żeby przeniknąć do kwatery Lei Organy i zostawić je tam. Mogę udawać, że przychodzę z jakimś meldunkiem. Ale wtedy w jej obecności nie uda mi się podrzucić go niepostrzeżenie… Wiem! Leia ostatnio skarżyła się, że psuje jej się ogrzewanie. Na Hoth to poważny problem. Mogę przyjść do niej pod pozorem, że chcę je naprawić.
I tak właśnie robię. Leia jest trochę zdziwiona, ale zadowolona, że ktoś chce się tym zająć. Wpuszcza mnie do kwatery, która jest tak samo ciasna i niewygodna, jak nasze. Tyle tylko, że jest pojedyncza.  Chociaż jest generałem i księżniczką, Leia nie domaga się dla siebie żadnych przywilejów. Nawet zawsze żąda, żeby nie mówić do niej “księżniczko” i wszyscy to szanują, oprócz Threepio, który przez tyle lat nie potrafił się odzwyczaić.
Rozkładam narzędzia i zabieram się do roboty. Usterka jest niewielka i prosta, udaje mi się ją naprawić w kilka minut, ale udaję, że trwa to dłużej, żeby Leia przestała zwracać na mnie uwagę. Wreszcie po kilku chwilach przestaje mi się przyglądać i wraca do swojej pracy. Wtedy wyciągam nadajnik. Bez problemów udaje mi się go umieścić w niewidocznym miejscu. Grzebię jeszcze trochę w panelu sterującym ogrzewaniem i wreszcie oznajmiam, że wszystko zostało naprawione. Leia dziękuje mi bardzo serdecznie. Patrząc w jej mądre, dobre oczy czuję, jak straszny ciężar zalega mi na sercu. Mam ochotę do wszystkiego się przyznać, ale w końcu mówię tylko, że to nic takiego i wychodzę.
Wieczorem wymykam się z kwatery i idę do wraku AT-AT, z którego zawsze nadaję meldunki. Tam znajduje się moje urządzenie odbiorcze. Muszę przesłuchać nagrania. Urządzenie na początku strasznie trzeszczy i wszystko słychać niewyraźnie, ale w końcu rozlegają się dwa głosy. Mam szczęście, to Leia i jej brat. No właśnie, muszę skonstruować kolejny nadajnik i ukryć go tam, gdzie Luke ćwiczy z Rey. A teraz skupiam się na słuchaniu.
– ...brakuje mi go – mówi Leia. – Był z nami od samego początku, a teraz go nie ma.
– Mi też go brakuje – odpowiada Luke. – Był moim przyjacielem. Wiedziałem, że zawsze mogę na niego liczyć.
– Yavin, Endor… To było tak dawno, dla tych dzieciaków wydaje się, że to już tylko legenda. A my tam byliśmy.
– Mi się wydaje, jakby to było wczoraj – mówi Luke. – Byliśmy wtedy tacy młodzi…
– Nie wiedziałam, że jesteś moim bratem…
– I całowałaś mnie, żeby zrobić na złość Hanowi! – Teraz śmieją się oboje. Unoszę brwi. No proszę, nigdy nie słyszeliśmy tej historii. Ale wiem, że nie mogę jej powtórzyć, ktoś zaraz by się zainteresował, skąd to wiem.
– Biedny Han… – mówi Leia. – Wiesz, czasem myślę, że wysłałam go na śmierć, kiedy powiedziałam, żeby spróbował odzyskać naszego syna.
– Nie mów tak. Han umiał oceniać ryzyko. Widocznie stwierdził, że jest jakaś szansa – uspokaja ją Luke.
– Jak myślisz… Czy dla Bena jest jeszcze jakaś nadzieja? – pyta Leia z bólem w głosie.
– Nie wiem, siostrzyczko… – odpowiada cicho Luke. – Wiem, że ja tu wiele zawiniłem, ale… Ciemna strona zawsze była w nim silna, a teraz…
– Jest już za późno – kończy cicho Leia. – Wybrał stronę.
Przez dłuższą chwilę nic nie słychać. Domyślam się, że pewnie Luke obejmuje i pociesza siostrę.
– No dobrze – rozlega się znowu głos Lei. – Dosyć wspomnień, które nie przynoszą nic oprócz smutku. Musimy zająć się bieżącymi sprawami. Trzeba pomyśleć o szkoleniu nowych pilotów. Mamy sporo młodych rekrutów, którym brakuje doświadczenia, muszę wytypować ludzi, którzy ich poprowadzą.
– Masz kogoś konkretnego na myśli? – pyta Luke.
– Hm… Jest Temmin Wesley, Jessika Pava, Cron Antilles, Jaazu Birk, Berta Munro… Wszyscy są świetni i doświadczeni. 
                Odbiornik prawie wypada mi z rąk, kiedy słyszę swoje nazwisko. 
- Bardzo żałuję, że nie ma już z nami Poe Damerona – wzdycha Leia.
– Był najlepszy, prawda? - pyta Luke.
– Tak... – wzdycha Leia. – Nigdy nie sądziłam, że on… Zawsze miał niewiarygodne szczęście! Myślałam, że kiedy mnie zabraknie, on poprowadzi wszystko dalej, ale teraz...  
– Nie mów tak, co to znaczy "kiedy mnie zabraknie" – strofuje ją Luke.
– Przecież nie będę żyć wiecznie – odpowiada Leia. – A ta walka może potrwać jeszcze długo. Oni wciąż rosną w siłę. Kiedy wydaje się, że są całkiem pokonani – znów się odradzają. Kiedy zniszczyliśmy Starkillera, myślałam, że to już koniec, ale sam widzisz...
– W końcu ich pokonamy – mówi Luke. – W Galaktyce znów zapanuje równowaga.
– Ale kiedy to będzie? Czasem wydaje mi się, że nigdy. Całe życie walczę... najpierw z Imperium, teraz z Najwyższym Porządkiem... To się nigdy nie kończy.
– To prawda. Zawsze są i zawsze będą jakieś siły zła – mówi Luke. – Ale właśnie dlatego nie wolno się poddawać. Każdy dzień, który przetrwamy, to nasze małe zwycięstwo. Ciemna strona rośnie w siłę... ale kiedy nawet już się wydaje, że nie ma nadziei, zawsze jest gdzieś choćby mała iskierka.
– Poe mówił to samo. On nigdy się nie poddawał. Trudno będzie go zastąpić. Nie chodzi o to, jak dobrym był pilotem. Mamy ciągle wielu dobrych pilotów. Trzeba znaleźć kogoś takiego, za kim ludzie będą chcieli pójść nawet w najcięższą, najbardziej beznadziejną walkę. Kogoś, kto potrafi pokazać im tę iskierkę nadziei.
– Nie zapominaj, że Ruch Oporu to nie tylko wojsko – mówi Luke. – To coś, co rodzi się w sercach. Może jeszcze o tym nie wiemy, ale gdzieś na pewno jest ktoś, kto poprowadzi walkę dalej, nawet jak nas zabraknie. Prędzej czy później spotkamy go, nawet na krańcach Galaktyki.
– Czy tak ci mówi Moc? – pyta Leia.
– Moc zawsze dąży do równowagi. Dlatego Ciemna Strona nigdy nie zwycięży całkowicie... ale po Jasnej Stronie też zawsze będą skazy i błędy. Im mocniej świeci słońce, tym ciemniejsze są cienie.
– To trochę przerażające, co mówisz. To oznacza, że walka nigdy się nie skończy.
– To oznacza, że nigdy nie możemy się poddawać.
– Nie poddajemy się. Teraz musimy trochę przystopować, odzyskać utracone siły, a potem znowu ruszymy do walki. Trzeba się naradzić z innymi dowódcami.
– Ackbar i Holdo uważają, że powinniśmy zaatakować szlaki komunikacyjne i odciąć zaopatrzenie dla Najwyższego Porządku.
– To chyba dobry pomysł – mówi Leia. – Powinniśmy szkodzić im na wszelkie sposoby. Możemy też uderzyć na ich źródła surowców,  na planety – kopalnie.
– Są pilnie strzeżone, ale myślę, że będziemy mogli liczyć na pomoc ich mieszkańców – przytakuje Luke. – Najwyższy Porządek prowadzi tam bezwzględną okupację, zmienił całą ludność w niewolników.
– Trzeba przedstawić ten pomysł na naradzie. Kiedy ją zwołamy?
– Jak najszybciej. Nie ma na co czekać.

Głosy milkną, pewnie Luke i Leia wyszli z kwatery. Oddycham głęboko. Jest mi ciężko na sercu, bo wiem, że mają do mnie zaufanie. Ale nie mogę się wahać.  Nadajnik świetnie się spisał, mam teraz mnóstwo informacji, które muszę przekazać do Najwyższego Porządku…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

...

...