środa, 7 lutego 2018

Rozdział 19: Dziwne zwyczaje na Erbie


******************** Poe Dameron ********************


Od kilku dni mieszkam już w wiosce jak jej normalny obywatel. Kiedy przeszliśmy z Amitią próbę w Komnacie Kryształu wszyscy uznali, że to całkowicie rozstrzyga sprawę i jesteśmy na sto procent niewinni. Prawdę mówiąc zupełnie nie pamiętam, co się działo w tej Komnacie Kryształu. Ale cieszę się, że nie uznali nas za wrogów, bo nie chciałbym, żeby nasze głowy zawisły nad bramą. A ponieważ rana się już całkiem zagoiła, pozwolono mi opuścić Dom Chorych.
Mieszkam teraz razem z Tjallem, którego wcześniej poznałem i jego przyjacielem Pavikkim w Domu Młodych Wojowników. Tak to się tutaj nazywa. Własne domy osobno mogą mieć tylko małżeństwa, a dzieci mieszkają z rodzicami do dziesiątego roku życia, a potem też się przeprowadzają do wspólnych domów, gdzie mieszkają z nauczycielami i wychowawcami. Wszyscy uczą się różnych rzeczy, a potem zdają egzaminy, po których Rada Wioski (to znaczy Rasmine, Elva i mistrz Feng) przydzielają ich do różnych zawodów, w których będą najbardziej pożyteczni dla społeczeństwa. Przy mnie uznali, że skoro tyle lat walczyłem z Najwyższym Porządkiem, to chyba oczywiste, że będę wojownikiem. Chociaż nie jestem najlepszy w walce na tę ich broń. Brakuje mi blastera, ale nie chcieli mi go oddać. Zamiast blastera strzelam więc z kuszy. Codziennie ćwiczę walkę z różnymi przeciwnikami i na różne rodzaje broni. Na początku każdy mnie pokonywał, ale powoli idzie mi coraz lepiej. Wojownicy z Erby nie wywyższają się jedni nad drugimi i nie są dumni z tego, jeśli pokonali kogoś słabszego, więc Tjall powiedział, że chcą mnie jak najszybciej wyszkolić, bo teraz to żadna przyjemność ze mną walczyć. Po skończonej walce mają taki zwyczaj, że przeciwnicy obejmują się na chwilę, żeby pokazać, że nie ma między nimi wrogości. 
Zagrożeniem dla wiosek są piraci z wybrzeża oraz potwory z gór. Poza tym większość okolicznych miejscowości jest objęta Sprzymierzeniem –  nie walczą między sobą, a raz w roku, po żniwach odbywa się Wielkie Zgromadzenie, każdego roku w innej wiosce. W tym roku będzie w naszej. To wielkie święto, na które przyjeżdżają wszyscy nawet z bardzo daleka, a zwyczaj każe, żeby wybierać sobie wtedy żony i mężów. Jeżeli komuś się spodoba dziewczyna albo chłopak z innej wioski, to wtedy może się tam przeprowadzić i zamieszkać, albo ktoś przeprowadza się tutaj. Tak na przykład trafił do nas Pavikki, który ma narzeczoną – tę dziewczynę z roztrzepanymi brązowymi włosami, która tłumaczyła na naszym procesie. Zwyczaj mówi też, że najlepiej, żeby żony albo męża szukać sobie jak najdalej od swojej rodzinnej wioski. W ten sposób wszyscy są ze sobą jakoś związani i nie ma wrogości pomiędzy wioskami w Sprzymierzeniu. Chłopaki śmieją się ze mnie, że jestem spoza świata, więc najdalej jak można i będę miał wielkie powodzenie podczas święta. Dlatego też śmiali się z tych owoców – nie rozumiałem o co chodzi, a okazuje się, że one zwyczajowo są dawane właśnie komuś, kto się podoba. Więc jak zobaczyli u mnie całą miskę, pomyśleli, że komuś bardzo wpadłem w oko. Ale oczywiście to nie musi tego znaczyć, normalnie też się je zjada albo piecze z nimi ciasta.
Chociaż dziewczynom stąd też się chyba podobam, bo wojowniczki często przychodzą, zagadują o coś albo chcą, żebym z nimi trenował. Na początku dziwiły się trochę, że nazywam się “Poe Dameron”, to znaczy mam tylko imię i nazwisko. Tu, na Erbie, samo imię i nazwisko mają tylko dzieci, albo ludzie, którzy jeszcze nic w życiu nie osiągnęli. Normalnie jest tak, że kiedy wojownik wykaże się dzielnością w swojej pierwszej bitwie albo ktoś inny osiągnie coś w jakimś swoim zawodzie czy sztuce, nadawane jest mu trzecie imię, przydomek, który nawiązuje do tych jego dokonań. Każdy chce zdobyć trzecie imię jak najwcześniej, bo bez niego jest dla ludzi stąd trochę śmieszny. Jedna z wojowniczek, Lyssa, pocieszyła mnie, że na pewno szybko zdobędę trzecie imię. Tjall śmieje się, że to będzie “Uduru”, ale nie chce mi powiedzieć, co to znaczy w ich języku. Mam złe przeczucia… ;)
Amitia odjechała z Mistrzem Feng do jakiejś świątyni daleko stąd i teraz podobno szkoli się tam w Mocy. To dziwne, bo nigdy nie słyszałem, żeby była wrażliwa na Moc. Ale to dziwna planeta, więc może też Moc na niej inaczej działa. Nie wiadomo, kiedy wróci, więc na razie muszę tu siedzieć i czekać, przecież nie odlecę bez niej. Właściwie, to z odlotem stąd mogą być spore trudności. Erba od wielu lat nie utrzymuje żadnych kontaktów ze światem z zewnątrz. Nie mają żadnego działającego portu ani statków. Gdzieś na wschód od wioski znajdują się podobno ruiny starego portu, który był używany wiele pokoleń temu. Muszę się tam dostać i sprawdzić, może znajdzie się jakiś chociaż trochę sprawny statek. Albo przynajmniej jakieś urządzenia do przesyłania informacji. Na razie nikomu o tym nie mówię. Wszyscy uważają za oczywiste, że ja i Amitia zostaniemy tu na zawsze. Kiedy opowiadam o Ruchu Oporu i Nowym Porządku to wydają się zupełnie niezainteresowani. To są jakieś sprawy spoza świata, które ich nie interesują. Chyba wierzą, że osłania ich Moc, którą tutaj nazywają Pełnią. A przecież ta Moc ich zawiodła, kiedy na planecie wylądował tamten oddział, z którym przylecieliśmy. Niepokoi mnie to. Wydają się całkiem bezbronni. Muszę poważnie porozmawiać z którymś z tych ich przywódców, najlepiej z Elvą. Ona jest wojowniczką, powinna rozumieć zagrożenie. Ale na razie nie ma jej w wiosce, odjechała gdzieś z całym oddziałem, została tylko Rasmine.
Życie w wiosce wydaje się dosyć prymitywne. Nie używają tu za dużo techniki. Nie mają nowoczesnej broni ani transportu. Informacje przesyłają za pomocą tresowanych zwierzątek zwanych kuga – to są małe futerkowce z szerokimi cienkimi skrzydłami. Mogą też kontaktować się ze sobą poprzez Moc i tak zwykle przywódcy wiosek odbywają narady. Czuję się jakbym trafił w jakieś bardzo dawne czasy, kiedy jeszcze każda planeta w Galaktyce żyła osobno, a ludzie nawet nie marzyli, żeby polecieć choćby na najbliższą planetę w układzie. Nie podoba mi się to uczucie. Na takiej planecie można spędzić tydzień albo dwa, ale całe życie? Nie wyobrażam sobie, że mógłbym już nigdy nie zobaczyć, jak gwiazdy rozpływają się w świetliste smugi przy skoku w nadprzestrzeń!

Brakuje mi BB-8. Zastanawiam się nieraz, co się z nim dzieje. Został sam na Rashoo 5, w moim X-wingu. Mam nadzieję, że ukrył się gdzieś i go nie znaleźli. Kiedy tylko wyrwiemy się stąd, wrócę tam i go odnajdę. Obiecałem to sobie i zamierzam dotrzymać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

...

...