czwartek, 22 lutego 2018

Rozdział 21: To pułapka!

*** Amitia Tarra ***


Wieczorem, kiedy siedzimy z Mistrzem Fengiem przy kolacji (placki z trzcinowej mąki i syrop z jakiegoś owocu), przychodzi mi do głowy pewna myśl.
– Mistrzu, czy przebywając w Pełni można… kogoś odszukać?
– Co masz na myśli, Amitio? – pyta Mistrz, patrząc przy tym na mnie surowo spod krzaczastych brwi. Zanim się przyzwyczaiłam, myślałam, że ciągle jest na mnie o coś zły. Ale teraz wiem, że ma po prostu taki wyraz twarzy.
– Myślałam o moich rodzicach – mówię. – Zaginęli dawno temu. Nikt nie wie, co się z nimi stało. Myślisz, że mogłabym przynajmniej sprawdzić, czy żyją?
Mistrz Feng marszczy brwi jeszcze bardziej.
– Teoretycznie tak… – mówi powoli. – Gdybyś skupiła się bardzo na tym, jak ich pamiętasz i wypuściła swój umysł na poszukiwanie, to Pełnia prędzej czy później zaprowadziłaby cię do nich.
– Nawet jeśli oni sami nie posługują się Mocą?
– Nawet wtedy. Oczywiście łatwiej znaleźć tych, którzy znają Pełnię… albo Moc, choć jak ci mówiłem, ona jest słabsza i niedoskonała. Pamiętasz, kiedy zaginęli?
– Jak miałam dwanaście lat – wyjaśniam.  – To znaczy standardowych, a na wasze – osiem.
– To dawno, ale… Każda żyjąca istota zostawia swoje ślady w Pełni. Jeśli skupisz się na waszym ostatnim spotkaniu, odnajdziesz ścieżkę, która będzie cię prowadziła ich śladami, ciągle dalej i dalej… aż do miejsca, w którym są teraz, albo… do miejsca, w którym ścieżka zniknie.
– To znaczy do miejsca, w którym umarli? – upewniam się.
– Właśnie. Ale nie wolno ci tego robić.
– Dlaczego? – buntuję się. – Przecież nie chcę zrobić nic złego!
– Przez takie poszukiwania możesz narazić całą planetę na wielkie niebezpieczeństwo – mówi surowo Mistrz i tym razem naprawdę jest surowy, a nie tylko tak wygląda. – Jak wiesz, dawno temu wszyscy przywódcy Erby postanowili, że musimy przede wszystkim chronić naszą planetę i nasz lud. Otoczyliśmy planetę barierą ochronną. Sprawiliśmy, że wszyscy o niej zapomnieli, nawet mieszkańcy naszej najbliższej sąsiadki w układzie, Orby. Wyjście z Mocą poza naszą planetę jest niebezpieczne. Moglibyśmy zwrócić na siebie uwagę różnych złych sił. Przechowujemy tutaj wielkie i cenne tajemnice. Nie możemy narażać ich na zniszczenie.
– Ale Mistrzu – protestuję. – Przecież ta bariera już chyba nie działa. Statek, którym przylecieliśmy, zdołał wylądować i zaatakować was.
– To jest duży problem – kiwa głową Mistrz. – Będziemy się nad tym naradzać na najbliższym Zgromadzeniu. Możliwe że czasy się zmieniają i stare sposoby zawodzą…
– No dobrze, ale gdybym odleciała stąd i zaczęła poszukiwania gdzieś indziej, na drugim końcu Galaktyki? Wtedy nikt się nie domyśli, że nauczyłam się tego u was.
Mistrz patrzy na mnie jakbym powiedziała coś bardzo głupiego.
– Nie możesz odlecieć. Nie słuchałaś, co ci mówiłem o barierze? Wasze pojawienie się, to był wyjątek. Od całych pokoleń nikt tu nie przylatuje ani nie odlatuje stąd. Ludzie wierzą, że z zewnątrz przychodzi tylko zło!
Powoli kręcę głową.
– Wiesz, że ja i Poe musimy odlecieć – mówię. – Nie możemy tu zostać. Ruch Oporu nas potrzebuje.
– A ty wiesz, że to niemożliwe. Nawet gdyby loty w przestrzeń nie były zakazane, i nawet gdybyśmy bardzo chcieli wam pomóc, to kiedy podjęliśmy decyzję o izolacji Erby, zniszczyliśmy też porty i statki. I teraz nie mamy żadnych możliwości ich odbudować.
– Jak to… – mówię przerażona. – Zniszczyliście? Wszystkie? Nic nie zostało?
– Nic – mówi Mistrz. – Możesz jedynie liczyć na to, że znów przypadkowo zjawi się tu jakiś statek, ale to może się zdarzyć za kilkadziesiąt lat… albo nigdy.
– Ale przecież tamci… może zechcą wysłać ekspedycję karną na planetę, na której ich zaatakowano? Na pewno mają jakieś współrzędne…
– Już nie – mówi z satysfakcją Mistrz i rozumiem, że mimo zakazu “wychylania się” w jakiś sposób sięgnęli do tamtych statków i zniszczyli dane.
– Pogódź się z tym, że tu zostaniesz. Znajdziesz sobie jakiegoś miłego chłopca, założysz rodzinę… Może z czasem, kiedy będziesz coraz lepsza we władaniu Pełnią, zostaniesz przywódczynią jakiejś wioski? Erba daje wiele możliwości!
Prawie nie słyszę, co mówi. Staram się powstrzymać łzy cisnące mi się pod powieki. To niemożliwe, żebyśmy zostali tu na zawsze! Musi być jakiś sposób! Zresztą… a może Poe chce tu zostać? Nieważne, jeśli chce niech zostaje, ale ja chcę wracać! Odwracam głowę i patrzę na odblaski ognia na ścianie. Rozmazują się coraz bardziej i po chwili zdaję sobie sprawę, że łzy płyną mi po twarzy.
– No nie płacz – mówi Mistrz. – Zobaczysz, przyzwyczaisz się. Erba jest wielka i piękna. Możesz podróżować po niej całe życie i jeszcze nie zobaczysz wszystkiego.
No pewnie, myślę sobie, kiedy podróżuje się tylko powolnymi kooru.
– Nawet nie wiesz, co robicie – mówię drżącym głosem. – Czego pozbawiacie swoich ludzi. Nigdy nie zobaczą Galaktyki… Nigdy nie odwiedzą tylu wielkich i pięknych światów… Nie poznają tylu mądrych ras… Trzymacie ich jak w więzieniu… Zobacz sami, jak tu żyjecie! – Zakreślam ręką koło. – Ogień, placki z tłuczonej trzciny, wojownicy z nożami i dzidami… Macie takie możliwości, a żyjecie jak… jak… Ewoki!
– Ale jesteśmy bezpieczni – mówi twardo Mistrz. – Myślisz, że nie wiemy o tych waszych wojnach? Sami mówiliście o broni niszczącej całe planety. Czy możemy pozwolić na to, żeby ktoś skierował ją w nas? Jesteśmy odpowiedzialni za nasz lud. Nie chcemy mieszać się w wasze wojny.
– Wcale nie musicie. Jest wiele neutralnych planet.
– My też jesteśmy neutralni. I chyba pamiętasz, co ci mówiłem, że chronimy tutaj…
– Wiem, wielkie tajemnice – mówię złym głosem. – I co z tego macie? Są do niczego nieprzydatne. Nikogo nie interesują. Cała Galaktyka nie ma pojęcia o tej waszej Pełni, wszyscy znają tylko Moc. I w końcu do czego się ona przydaje oprócz ustawiania kamieni jeden na drugim? – pytam złośliwie.
– Dość tego! – Mistrz chyba wreszcie się zdenerwował. – Sama nie wiesz, co wygadujesz! Powtarzam ci jeszcze raz: zostaniesz tu i musisz się z tym pogodzić, inaczej całe życie będziesz nieszczęśliwa. Nie masz wyjścia. Nawet gdyby Wielkie Zgromadzenie zgodziło się na wasz odlot, to mówiłem ci, że nie ma czym!
Czuję się, jakby zatrzasnęła się wokół mnie pułapka. Wszystko traci sens. Nawet te szkolenia w Trzeciej Stronie Mocy… teraz jest dla mnie oczywiste, że nie szkoliliby mnie, gdyby zamierzali nas wypuścić. W końcu to są te ich wielkie i starożytne tajemnice!
Łzy płyną dalej. Odebrano mi moje życie. Przydarzały mi się różne rzeczy, czasem przyjemne a czasem straszne, ale to zawsze było moje życie i ja decydowałam co z nim zrobię. Teraz inni zdecydowali za mnie… ta głupia Trzecia Strona Mocy… Nie chcę jej! Wolałabym nigdy o niej nie słyszeć! Po co mi ona, skoro nie mogę wrócić do siebie?
Powoli uspokajam oddech i ocieram łzy rękawem. Nie będę przecież tak się mazać. Coś wymyślę. Muszę coś wymyślić. Nie ma sytuacji bez wyjścia. Na razie musimy czekać i udawać, że jesteśmy zadowoleni. Nie przypuszczam, żeby Poe chciał tu zostać. Teraz może mu się podobać, bo znalazł sobie dziewczynę, ale jak usłyszy, że już nigdy nie siądzie za sterami statku… Na pewno nie oddałby możliwości latania za nic w świecie. Znam go przecież.
– Idź już spać – mówi Mistrz, już spokojnie. – Jutro czeka nas nowy etap szkolenia. Nauczysz się łączyć swoje siły z innymi, aby razem wykonać zadanie przekraczające możliwości jednego człowieka.
Kiwam głową i wlokę się do swojego pokoju, zostawiając niedojedzoną kolację. Nie mam ochoty już na nic. Czuję się, jakby ktoś mnie uderzył w głowę czymś ciężkim. Jednak muszę mieć nadzieję. Kiedy spotkam się z Poem, na pewno coś wymyślimy.

Leżę długo w nocy nie mogąc zasnąć i zastanawiając się nad tym, co usłyszałam. Czy mieszkańcy Erby wiedzą, jak wiele im odebrano? Przywódcy niby w trosce o ich bezpieczeństwo traktują ich jak dzieci, których nie można wypuścić samych z domu. Ale dzieci dorastają i chcą iść w świat. Na pewno są tu tacy, którym nie wystarcza rodzinna wioska. Przypominam sobie, z jakim entuzjazmem Tjall słuchał moich opowieści o dalekich światach. Gdyby takich jak on znalazło się więcej…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

...

...