Po południu zbieramy się w jednej z sal szkoleniowych. Jest nas niewiele, może kilkanaście osób. Rozglądam się ciekawie, chcąc zobaczyć, kto jeszcze został wybrany do tego niezwykle ważnego zadania. Na widok znajomych twarzy uśmiech sam pojawia się na moich ustach. Każdy z nas jest dumny, że to jego wybrano, ale i zaintrygowany, co tu się będzie dziać. Czekamy jednak w ciszy, nie śmiąc rozmawiać.
Wreszcie drzwi się otwierają i wchodzi Skywalker. Ma na sobie szatę Jedi, brązowy płaszcz z kapturem, ściągnięty pasem, przy którym wisi miecz. O tym mieczu krążą legendy… Zastanawiam się, czy nas też będzie uczył walki mieczami świetlnymi. Nie jesteśmy Jedi, nie czujemy Mocy! Czy to jest w ogóle możliwe dla takich ludzi jak my?
Skywalker staje przed nami i długo się przygląda. Nie jest starszy od naszej pani generał, jest jej bratem-bliźniakiem, a jednak wygląda dużo, dużo starzej. To pewnie przez tę siwą, rozwichrzoną brodę. Ona jednocześnie dodaje mu powagi i jakiegoś dostojeństwa. Kiedy tak patrzę na niego, wierzę, że jest prawdziwym Mistrzem.
Kiedy odzywa się, każdy z nas ma wrażenie, że mówi specjalnie do niego.
– Żołnierze! – mówi Skywalker. – Wybraliśmy was do niezwykle ważnego zadania. Wasi dowódcy uznali, że jesteście najlepsi. Nie widziałem was w akcji, ale wierzę im na słowo. Teraz jednak przyszedł czas, żebyście nauczyli się czegoś jeszcze: jak być niezwyciężoną drużyną.
Spoglądam na pozostałych. Jesteśmy z różnych eskadr, ale w walce działamy razem, właśnie jak jedna drużyna… Co ma na myśli Skywalker? Skupiam się bardziej na jego słowach.
– W drużynie musicie sobie bezgranicznie ufać. Musicie zawsze mieć świadomość, że jest ktoś, kto na was liczy, a wy też możecie liczyć na innych. Spójrzcie na moją dłoń. – Wyciąga przed siebie rękę, nie tę mechaniczną, która jest trochę przerażająca, ale tę żywą, ludzką. – Pięć palców, z których każdy jest osobny, ale tworzą jedność. Działają razem. Tylko w ten sposób mogą czegoś dokonać.
Nagle, niemal niedostrzegalnym ruchem aktywuje miecz i ze świstem tnie powietrze. Patrzę zafascynowana na błękitną poświatę ostrza. Wygląda tajemniczo, jak coś z innego świata, do którego nie mam wstępu, nie będąc Jedi…
– Dziś zajmiemy się wyrabianiem w was poczucia zaufania – oznajmia Skywalker. – Poproszę ochotnika.
Przez chwilę tylko spoglądamy na siebie, a potem na środek występuje Jessika. Skywalker z uznaniem kiwa głową. Potem za pomocą Mocy przywołuje spod ściany nieduży, kwadratowy stolik i każe jej na niego wejść. Najpierw zawiązuje jej oczy.
– Stańcie dookoła – mówi. – A ty przechylaj się w tył, aż będziesz czuła, że się przewracasz. Nie bój się, twoi przyjaciele cię złapią. Musisz im tylko zaufać.
Jessika nie waha się długo i upada z piskiem prosto na nasze wyciągnięte ręce. To ćwiczenie nie wygląda na trudne.
– Następna – mówi Skywalker i na kogo wskazuje? Oczywiście na mnie.
Wchodzę na stolik, zakładam na oczy opaskę. To, co patrząc z dołu wydawało się całkiem łatwe, teraz okazuje się nie takie proste. Wiem, że oni tam są, czekają, na pewno ktoś mnie złapie… a jednak się denerwuję. Nie mogę jednak długo się ociągać, przecież nie chcę, żeby ktoś pomyślał, że się boję!
Przechylam się i upadam sztywno, ledwie tłumiąc pisk. Ktoś łapie mnie jeszcze w powietrzu i ostrożnie stawia na ziemi. Uff, co za ulga. Zdejmuję opaskę i nagle czuję, że zalewa mnie rumieniec, kiedy widzę, kto mnie trzyma. Poe uśmiecha się szeroko.
– Nie jesteś taka ciężka, jak myślałem! – mówi. Mam ochotę go walnąć, ale tylko wybucham śmiechem razem z innymi.
– Za to ty na pewno jesteś ciężki, nie wiem, jak my ciebie złapiemy – mówię z udawaną troską.
Poe chce coś odpowiedzieć, ale Skywalker przerywa nam, wołając kolejną osobę do ćwiczenia.
Kiedy już skończyliśmy (nie wiem, czy Poe okazał się ciężki, bo upadł na drugą stronę kręgu), Skywalker każe nam usiąść na podłodze i wyciszyć się.
– Przechodzimy do drugiej części zajęć – mówi. – Hasłem pierwszej było: zaufanie, a hasłem drugiej jest: tajemnica.
To brzmi intrygująco, więc skupiam się całkowicie na tym, co mówi.
– Jak już wiecie, czeka was ważne zadanie. Na razie nie mogę zdradzić wam wszystkiego, ale jego częścią będzie to, że przenikniecie do bazy wroga. Jest niezwykle ważne, żebyście w przypadku złapania nie zdradzili celu waszej misji. Dlatego będziecie teraz uczyli się stawiać w umyśle barierę, która uniemożliwi odczytanie waszych myśli.
Skywalker za pomocą Mocy przywołuje jakieś duże, czarne pudło. Otwiera je i nagle ze środka wylatuje całe stado niewielkich, brzęczących kul. Zawisają nad naszymi głowami jak stado szerszeni.
– Te kule potrafią odbierać fale mózgowe – tłumaczy Skywalker. – Kiedy mózg jest pobudzony, aktywny, wtedy kula będzie świecić na czerwono. Kiedy jest spokojny, będzie świecić na niebiesko. Waszym zadaniem będzie wyciszyć się tak, aby każda z kul zaczęła świecić na niebiesko. Czy to jasne?
Kiwamy głowami.
– Oczywiście, to dopiero początek. Nie można zakładać, że jeśli wróg was schwyta, to będzie przesłuchiwał w warunkach pozwalających na skupienie i wyciszenie – śmieje się, ale bez wesołości. – Będziemy stopniowo zwiększać stopień trudności ćwiczeń, ale na początek chcę sprawdzić, kto z was w ogóle panuje nad swoimi myślami. Trzy… dwa… jeden… start!
Wzdrygam się, kiedy mała, brzęcząca kulka zawisa prosto nad moją głową. Czerwone światełko na jej powierzchni wygląda jak patrzące na mnie złośliwe oko.
“Wycisz się, Amitia. Skup się”.
Staram się odprężyć, rozluźnić, nie myśleć o niczym. To wcale nie jest łatwe. Im bardziej się staram, tym szybciej krążą moje myśli, przypominają mi się różne rzeczy. Światełko na szczycie kuli wciąż jest czerwone. Biorę głęboki oddech, powoli wypuszczam powietrze…
Już! Światełko na chwilę zmienia się w błękit. Tylko na moment, ale Skywalker zauważa to i kiwa głową z aprobatą.
Rozglądam się. Ludzie dokoła wyglądają śmiesznie. Niektórzy mają tak skupione miny, że po prostu czuję ich wysiłek… oczywiście w ten sposób nigdy nie osiągną właściwego efektu. Jednak po chwili zapala się kolejne niebieskie światełko… potem drugie… trzecie…
– Dobrze, koniec na dzisiaj – oznajmia Skywalker, kiedy ostatniej osobie (zgadnijcie komu) udaje się zapalić niebieskie światełko. – Jutro spotykamy się o tej samej porze.
***
Od pierwszych ćwiczeń mija ładne kilka tygodni, podczas których nie latamy na zwiady, nie bierzemy udziału w bitwach, tylko cały czas ćwiczymy pod okiem Skywalkera. Ostatniego dnia ma odbyć się coś w rodzaju egzaminu. Tym razem nie będzie świecących kulek, tylko sam Skywalker spróbuje sięgnąć Mocą w głąb naszych umysłów.
Czekamy na sali, starając się doskonale wyciszyć, tak jak to ćwiczyliśmy przez wiele tygodni. Skywalker wkracza zdecydowanym krokiem i staje przed nami.
– Teraz każdy z was dostanie pewne informacje – wyjaśnia. – Macie je przeczytać i zapamiętać. Waszym zadaniem będzie ukryć te informacje, kiedy będę was przesłuchiwał. Będę wzywał was do osobnego pokoju – wyjaśnia. – Osoba, która zda egzamin, przechodzi do innej sali, tak że nie będziecie mogli zapytać, jak poszło – uśmiecha się krzywo.
Małe droidy rozbiegają się po sali, wręczając nam mini-wyświetlacze z informacjami.
– Dobrze… Cron Antilles!
Cron wstaje i wychodzi przez wskazane drzwi.
Wywołują nas w kolejności alfabetycznej, więc czekam długo. Dameron dawno już zniknął, Jessika Pava też… Zastanawiam się, czy zdali.
– Amitia Tarra! – woła wreszcie Skywalker.
Podnoszę się i przechodzę przez drzwi, za którymi znikli moi przyjaciele.
Sala egzaminacyjna jest ciemna, a na jej środku tkwi coś… co to jest? Nagle chwytają mnie jakieś silne ręce, ktoś mnie szarpie, prowadzi… przykuwa do krzesła przesłuchań. Czuję strach podchodzący do gardła.
“To tylko egzamin” – uspokajam sama siebie. – “Dasz radę, Ami”
Jednak nie jestem przygotowana na to, co dzieje się później. Nagle zalewa mnie fala jasnych, agresywnych obrazów. Moi rodzice… moi rodzice odchodzą. “Nie chcemy cię. Nie wrócimy po ciebie. Jesteś nieudana”. Chcę się wyrwać, biec za nimi…
‘Uspokój się, uspokój się, Amitia. Wycisz się. To egzamin… on specjalnie chce cię zdenerwować…”
Jessika Pava śmieje się szyderczo: “Ami, ty pustaku, myślałaś, że naprawdę jesteśmy przyjaciółkami? Zapomnij!”
Rey: “Żałuję, że cię poznałam. Jesteś żałosna”.
“Uspokój się, Amitia, oddychaj głęboko… Koncentracja…”
Ciemny pokój… widzę ciemny pokój, rozjaśniony tylko małym światłem… lampka nocna… blond włosy rozsypane na poduszce… nad nią ktoś się pochyla…ktoś…
Nie chcę tego widzieć, nie chcę, nie chcę…
Zaciskam pięści, czuję jak do oczu napływają mi łzy…
“Oddech, Ami… to tylko egzamin… dasz radę…”
Nie wiem, jak długo trwa ta tortura…
Oddycham, skupiam się tylko na oddechu, wciągnąć powoli przez nos, wypuścić ustami… Oddech, Ami, oddech…
Nagle w całej sali zapalają się światła. Mrugam oczami. Skywalker podchodzi do mnie, twarz ma poważną, ale wygląda na poruszonego.
– Gratuluję, panno Tarra. Zdała pani doskonale.
Droidy odwiązują mnie od krzesła. Cała się trzęsę, ale próbuję się uśmiechnąć.
– Dziękuję – mówię i zauważam, że głos wcale mi nie drży.
– Proszę przejść do sali obok. Za chwilę ogłoszę wyniki egzaminu… oraz cel waszej misji.
***
Wreszcie ostatnia osoba pojawia się w sali. Chyba zdaliśmy wszyscy, nikogo nie brakuje. Tym razem czekamy nie długo. Wychodzą do nas Skywalker razem z Generał Organą.
– Gratuluję wszystkim zdanego egzaminu! – mówi Generał Organa. – A teraz dowiecie się, jaki jest wasz cel. Nasi szpiedzy donieśli, że Najwyższy Porządek buduje kolejną bazę na planecie Rashoo w Zewnętrznych Rubieżach. Budowę nadzoruje sam Kylo Ren.
Waszym zadaniem jest porwać go i dostarczyć tutaj. Żywego.
OMG Luke we własnej osobie! I do tego jeszcze syn Wedge'a - podoba mi się to zakotwiczenie w tradycji :) Przebieg szkolenia pomysłowy, spośród wizji trzeciego etapu chyba najbardziej mnie trzepnęła Jessica :( Drżę na myśl o tym, jak będzie wyglądać wykonanie tej tajnej misji!
OdpowiedzUsuń