Wylatujemy następnego wieczora.
Rzucam ostatnie spojrzenie na D’Qar. Ostatnie, bo już tutaj nie wrócimy – baza przenosi się, odkąd Najwyższy Porządek wie, gdzie jesteśmy, zrobiło się tu zbyt niebezpiecznie. Po zakończeniu naszej misji mają nam być przekazane nowe dane na temat położenia bazy. Trochę mi szkoda, bo to była piękna planeta, a nie wiadomo, gdzie trafimy tym razem – może na pustynię jak Tatooine czy Jakku, albo na mroźną planetę, jak Hoth. Ale to nieważne, ważnej jest bezpieczeństwo i powodzenie naszej misji. Kto wie, może dzięki niej uda się zakończyć wojnę? Rozmyślam nad tym, lecąc. Mówi się, że Kylo Ren jest najpotężniejszym rycerzem Ciemnej Strony, a Skywalker jest najpotężniejszym Jedi (właściwie to jest jedynym Jedi, choć kiedyś były ich setki). Domyślam się, że dzięki swej Mocy tylko on jest w stanie go pokonać, a może nawet przeciągnąć na Jasną Stronę? Przez krótką chwilę pozwalam sobie pomarzyć o tym, że to ja schwytałam Kylo Rena i oddałam go w ręce Skywalkera… Zaraz jednak otrząsam się. Nie wolno pozwalać sobie na pogrążanie się w marzeniach. Marzenia osłabiają ducha i wolę. Należy żyć chwilą i czasem teraźniejszym, wypatrywać okazji, które daje nam bieżąca chwila, a nie zastanawiać się nad tym, co będzie w przyszłości. Tak. Tego się nauczyłam przez całe życie.
Nie mam zresztą czasu za dużo myśleć, bo wlatujemy w pas asteroidów i trzeba uważnie manewrować, żeby się nie rozbić. Dowództwo chce, żebyśmy wykonali bardzo niebezpieczny manewr – mamy wejść w nadprzestrzeń, kiedy tylko opuścimy pas. Podejrzewają, że siły Najwyższego Porządku mogą ukrywać się gdzieś w układzie Ileenium i próbować zaatakować nas, kiedy będziemy go opuszczali. Kiedy wejdziemy w nadprzestrzeń, nie wytropią nas, ale wchodzenie w nią w tak bliskiej odległości od innych planet to duże ryzyko. Musimy jednak je ponieść.
Pas asteroidów się kończy i po chwili wychodzimy w czystą przestrzeń. Jeden po drugim, kolejne myśliwce znikają w krótkich błyskach światła. Za chwilę kolej na mnie. Sprawdzam napęd i wszystkie mechanizmy. Droid popiskuje uspokajająco, że wszystko jest w porządku. Trzy… dwa… jeden… już! Gwiazdy rozmazują się w świetliste wstęgi, przez chwilę płynę w ich srebrnym strumieniu, a potem wszystko znika i zostaje tylko czarna, pusta przestrzeń. Jestem teraz całkiem sama. W nadprzestrzeni nie mamy łączności między sobą. Dopóki nie wyjdziemy z niej w pobliżu układu Rashoo, będzie tak, jakbym była jedyną żywą istotą we Wszechświecie.
Nie mogę powstrzymać się od zastanawiania, co będzie, kiedy dolecimy. Naszym zadaniem nie jest bezpośredni atak na planetę. Mamy na to zbyt słabe siły. W mojej głowie cały czas natrętnie pojawia się myśl, że to misja samobójcza. Odganiam ją. Generał Organa nie zaryzykowałaby życia swoich najlepszych ludzi, nie mając przekonania, że misja może się udać. Nie wiem, jak duże jest prawdopodobieństwo, ale z pewnością jest. No więc, nie będziemy atakować planety, zwłaszcza, że skupione są na niej z pewnością znaczne siły wroga. Rashoo otoczone jest pierścieniem z drobnej materii kosmicznej i pyłu, ma też 12 księżyców. Większość z nich jest niewielka i nie nadaje się do zasiedlenia, ale księżyc numer 5 jest dość spory. Znajduje się na nim baza zwiadowców Najwyższego Porządku. Podejdziemy do niego ukryci w pierścieniu i zdobędziemy bazę z zaskoczenia. Potem nasz dowódca (Poe, oczywiście) nada serię tajnych komunikatów, których treść zna tylko on. Generał Organa zapewniała, że po ich odebraniu Kylo Ren będzie chciał osobiście sprawdzić, co się dzieje. A potem to już będzie bułka z masłem, kiedy tylko się zjawi, schwytamy go i odlecimy.
Plan wygląda na prosty, ale gdzieś w środku nie mogę przestać się zastanawiać, co może pójść źle. Mam złe przeczucia co do tego. Postanawiam jednak przestać o tym myśleć. Kiedy dolecimy na miejsce, po prostu dam z siebie wszystko i zrobię to, co do mnie należy.
Droid zaczyna popiskiwać, a na kokpicie przede mną zapalają się kolejne światełka sygnalizując, że zbliżamy się do celu. Muszę teraz skupić całą uwagę, bo będziemy wychodzić z nadprzestrzeni też niebezpiecznie blisko planety. To konieczne, aby ominąć ich systemy bezpieczeństwa, ale trzeba będzie mieć błyskawiczny refleks, żeby nie rozwalić się o któryś z księżyców albo o samą Rashoo. Czuję, jak przechodzi mnie dreszcz. Adrenalina zaczyna krążyć w moich żyłach. Trzy… dwa… jeden…
Przestrzeń znów lśni od gwiazd, a gdzieś w dole pod nami widać szarą, spękaną powierzchnię księżyca. Po obu stronach widzę znajome sylwetki X-wingów. Odmeldowujemy się krótko, sprawdzając, czy wszyscy są. Tak, przejście udało się doskonale.
– Schodzimy! – rzuca rozkaz Dameron. – Trzymajcie szyk!
Księżyc pod nami rośnie, widać coraz wyraźniej jego powierzchnię, pokrytą wulkanicznymi kraterami. Niektóre z nich wyrzucają iskry i dym. Rashoo 5 jest bardzo niestabilny, właściwie cały czas grozi mu rozpadnięcie się na kawałki. Jednocześnie tylko on jest na tyle duży, żeby można było zbudować na nim jakąś bazę. Schodzimy coraz niżej…
Nagle gwiazdy nad krawędzią małej planety zaczynają gasnąć. Czarny cień rośnie, rozszerza się coraz bardziej… aż wreszcie rozumiem, co to jest. Statek. Ogromny statek-matka, który czaił się tutaj… czekając na nas?
Skąd wiedzieli?
– Rozproszyć się! – krzyczy Dameron. Potężne błyski laserów przecinają przestrzeń. Statek wali do nas ze wszystkich dział. – Zejść jak najniżej!
Skąd wiedzieli, że tu będziemy?
Nie ma czasu na myślenie. Potężny strumień energii z lasera mija mnie o włos. Nurkuję ostro w dół, w stronę księżyca. Jeśli uda nam się przelecieć na jego drugą stronę, osłoni nas. Ukryci za nim, spróbujemy znowu odskoczyć w nadprzestrzeń. Misja się nie powiodła.
Dlaczego? Skąd wiedzieli?
– Przegrupować się! – wrzeszczy Poe. – Wiejemy, zanim wypuszczą myśliwce!
To najlepszy plan w tej sytuacji, ale coś się we mnie buntuje. Nie możemy odlecieć z niczym! Nie możemy uciec i nawet ich nie skubnąć! Błyskawicznie obliczam w myślach. Jeśli teraz wyskoczę pełną mocą w stronę statku-matki, ściągnę na siebie ich ogień, a może uda mi się zestrzelić ich wieżyczkę z działami. Wtedy będziemy mieć szansę przedrzeć się na drugą stronę. Tak! Rzucam krótki komunikat i odbijam w górę.
– Niebieska osiem! Niebieska osiem! Wracaj natychmiast! – słyszę w słuchawkach. – Tarra! To rozkaz!
Jeszcze będziesz mi wdzięczny, Dameron.
Rozwijam największą prędkość, statek-matka rośnie w oczach. Wieżyczka obraca się powoli w moją stronę. Teraz! Pruję całą mocą ze wszystkich dział pokładowych. Jest! Jest! Trafiony! Kula ognia zawisa nad pokładem, ale nie mam czasu się przygląać, trzeba znikać!
– Tarra! Cholera jasna! Wracaj!!!
Nagle coś śmiga z mojej prawej i lewej strony. O, fuck. Wypuścili TIE! Teraz robi się naprawdę gorąco. Zawracam, mając nadzieję, że mnie jeszcze nie zauważyły. Teraz jak najszybciej do eskadry! Widzę błyski – to nasi wchodzą w nadprzestrzeń. Muszę oddalić się od księżyca, jestem za blisko! O cholera, siedzą mi na ogonie!
– Aaaaaa!!! Trafili mnie!
– Trzymaj się, lecę do ciebie! Osłaniam cię!
– Nie! Uciekaj! Uciekaj! To zasadzka!
X-wing się pali. Czuję smród topionych przewodów. Powierzchnia księżyca jest coraz bliżej. Szukam miejsca do lądowania, ale stery przestają mnie słuchać. Spadam…
~~~~~~~~~~~~~~~
Myślałam, że nikt tego nie czyta, ale kiedy weszłam, żeby zamieścić nowy rozdział, zobaczyłam, że poprzedni miał 155 wyświetleń! :D
Dzięki, że tu jesteście :*
mam prośbę
taką malutką
taką całkiem maleńką
jeśli czytasz -- zostaw chociaż dwa słowa! <3
O matko, to opowiadanie jest świetne. Czytałam wcześniej na opowi, ale nie mam tam konta, więc nie mogłam skomentowac. Na szczęście znalazłam tutaj! <3 <3 <3 W tym rozdziale jest mnóstwo emocji, serio, nie spodziewałam się, że Amitia (piękne imię!) się sprzeciwi dowódcy! :D Nie mogę się doczekać, co z tego wyniknie. <3 Będę wpadać i komentować regularnie.
OdpowiedzUsuńZ koleżanką planujemy też pisać opowiadanie wspólne. ;D Ona będzie miała część o Poe i jego wybrance a ja o Kylo, haha. Zobaczymy co z tego wyjdzie. :D
PS czekam na pikantne scenki między bohaterami! ;> ;>
Pozdrawiam cieplutko! <3
Rimuto
(nie mamy jeszcze konta na blogspocie, a nie chcę pisać z maila imieniem i nazwiskiem xd)
Dziękuję :*
OdpowiedzUsuńCieszę się bardzo, że Ci się podobało i chętnie poczytam Twoje opowiadanie. Naprawdę myślałam już, że nikogo nie interesuje to, co piszę. Na Opowi.pl też prawie nikt mi nie komentuje. :(
Pikantne scenki będą na pewno, ale jeszcze nie w najbliższych rozdziałach XD Amitia nie jest jeszcze gotowa na miłość... a dlaczego, to niedługo się okaże...
Pozdrawiam ciepło i czekam na Twoje opowiadanie, daj znać, jak tylko założysz bloga :)
:*
Mówisz - masz! :) http://na-wschod-od-dqar.blogspot.com
OdpowiedzUsuńMoja część zaczyna się trochę podobnie, bo też jest o pilotce, która daje się złapać, ale dalej będzie już chyba zupełnie inaczej. Za to Lavonne (to z jej konta publikujemy i w ogóle piszemy, haha :D) pisze o Poe, więc pewnie jej część rozdziału bardziej Ci się spodoba. ;D
A komentarzy jest mało, bo Przebudzenie Mocy ma jeszcze mały fandom, ale to się chyba wkrótce zmieni... :D
Pozdrawiam,
Rimuto
;*
Dziękuję! Już dodaję do linków i zapraszam na nowy rozdział!
OdpowiedzUsuńJak to szło? "Jeżeli coś może pójść źle, to na pewno pójdzie źle". To powinna być maksyma wszelkiego rodzaju oddziałów specjalnych. Ciekawe, kto sypnął? Wszystko jedno, w tym miejscu akcja schodzi się z prologiem, Amitia pokazała charakterek, ale zapłaci za to swoją cenę... "O, fuck" wypadło trochę groteskowo, ale w chwili zagrożenia to w pełni zrozumiałe. Dobra, przechodzę dalej :))
OdpowiedzUsuń